Dawno,dawno temu w pewnym,niewielkim, prawie nikomu nieznanym miasteczku żyła sobie tajemnicza dziewczyna.
Na imię miała Alice.Była bardzo biedna, nie miała rodziców, a jej jedynym majątkiem była mała szopka, w której mieszkała wraz ze swoim wiernym rumakiem koloru miedzianego-Szmaragdem. To właśnie on był jej jedynym przyjacielem,który pocieszał ją w trudnych chwilach i zawsze znajdował jakiś sposób aby rozweselić swoją panią.
Sąsiedzi uważali ją za dziwaczkę wnioskując to głównie z jej wyjątkowo osobliwego wyglądu. Była ona drobna i chuda,a jej smukła sylwetka i niespotykanie blada cera zadziwiała wszystkich dookoła. Jej twarz zdobiły cienkie brwi, piękne, zielone oczy i wydatne kości policzkowe. Posiadała również gęste, rude włosy sięgające do pasa, przypominające złote płomienie ognia. Nie wiadomo dlaczego swoją, urokliwą postać ukrywała pod czarną, długą peleryną z kapturem opadającym na głowę.
Co dziwniejsze gdy tylko przechodziła przez drogę lub targ,a rzadko się to zdarzało wszyscy ludzie instynktownie i nie z własnej woli rozstępowali się tak jakby widzieli jakiegoś władcę lub nawet króla. Wywoływała w nich nie tylko strach ,ale coś więcej, na jej widok nikt nie mógł wydusić z siebie nawet jednego słowa. Pewnego dnia wszystkie te poglądy całkowicie się zmieniły...
Był to pewien słoneczny,pogodny poranek. Właśnie w tym momencie do miasta wjechał sznur wozów byli to kupcy z całego świata. Na ulicach zrobiło się dość tłoczno, gdyż wszyscy ludzie opuścili swoje domy chcąc nareszcie dokonać porządnych zakupów. Jedynym wyjątkiem była właśnie Alice, jak każdego takiego dnia mimo wszystko wolała pozostać w cieniu wraz ze swoim zwierzakiem. Nagle błękitne niebo przeszyły ciemne chmury, a słońce jakby rozpłynęło się w powietrzu. Dziki wiatr sponiewierał dachy mieszkań, a stragany z towarami zrujnował doszczętnie. Po chwili z ciemności wyłoniła się ogromna, przerażająca postać. Miała wielkie, czerwone oczy, gruby przysadzisty brzuch i nieprawdopodobnie długie, kościste paluchy! Wtem rozległ się wysoki, zimny głos:
,, Wszystkich was czeka zagłada, nienawiść i ŚMIERĆ!".
Po czym niemile widziany gość zaczął rzucać strugami ognia w stronę zgromadzonych mieszkańców.
Słychać było płacz,lamet i jęki umierających. Alice nie wytrzymała. Wybiegła z szopy, skierowała się na wprost potwora, wyciągnęła przed siebie rękę i powiedziała nienaturalnie niskim głosem:
,,Jesteś sługą największego mordercy sprzed wieków! Wracaj tam skąd przybyłeś, a jeśli tego nie zrobisz brutalnie i na zawsze zniszczę Cię!". Po czym kaptur spadł jej z głowy, a z prawej ręki nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd wypłynął oślepiająco jasny blask. Monstrum pod wpływem jej mocy wycofało się w stronę pobliskiej puszczy, a nasza bohaterka zachwiała się, a potem upadła na kamienną posadzkę.
Następnego dnia obudziła się w nieznanym jej miejscu. Leżała na łóżku z zielono-złotym baldachimem,a obok niej wisiała piękna, zapewne droga suknia. Nagle podszedł do niej jakiś młody chłopak i oznajmił,że władca miasta chce się z nią spotkać.
-Nie pora na spotkania, ta bestia jest jedynie osłabiona nie można czekać-szepnęła już swoim normalnym,śpiewnym głosikiem.
-Pani, jesteś zbyt słaba nie możesz...-zaczął służący,ale dziewczyna uciszyła go gestem dłoni.
-Gdzie jest mój koń?-spytała zniecierpliwiona pogromczyni stwora.
Wnioskując po minie rozmówcy Szmaragd znajdował się w stajni.Dziewczyna nie zwlekając udała się do niego. Po osiodłaniu szybko wsiadła na jego grzbiet i pędem ruszyli w stronę pobliskiego lasu. Jechała tak dobre cztery doby aż w końcu stwierdziła, że należy im się odpoczynek. Zatrzymali się przy najbliższym drzewie i po pewnym czasie oboje zasnęli pogrążając się w swoich głębokich snach. Po chwili dziewczynę obudził dziwny ból w klatce piersiowej. Spojrzała w górę i ku swojemu przerażeniu ujrzała pucułowatą, żółtawo-zieloną twarz dziecka-trolla. W jego drugiej ręce ściskany był jej koń ,rozpaczliwie kopiący wszystkimi czterema kopytami.
-Zostaw nas poczwaro!-wrzasnęła histerycznie Alice. Odruchowo chciała sięgnąć po swój sztylet w kieszeni peleryny lecz przecież nie mogła, była przyciśnięta.Zostało tylko jedno wyjście,czekać na cud.
W końcu niespodziewanie olbrzymi bobas upuścił konia na ziemię.Po długim namyśle krzyknął:
,,Tralla mam nową malaluśkę!".
-To dodaj to do kolekcji ty matajfłapko!-nawrzeszczała ogromna i dość opalona jak na tę rasę trollica.
Schwytana ofiara nie musiała się długo zastanawiać czym jest ,,malaluśka" gdyż małe dziecko-troll zaczęło pokazywać jej tłumy ludzi przywiązanych do spróchniałej gałęzi drzewa!
-To należy do mojej,, kolkecji "-mówiło do siebie tollolontko. Po czym uczyniło z nią to samo co z innymi ,,zabawkami". Dziewczyna nie martwiła się o swojego przyjaciela,ponieważ widziała go czekającego na nią tuż przy pobliskim krzewie róży. Co pięć minut słyszała raz szepty, raz wrzaski gospodyni:
,, Miękkojeża weź wątróbkę i zrób z tego pyszną zupkę! Jeszcze tego brakowało, jeszcze mi roboty mało?! I muszę zrobić skarbeczkowi wywar z mamblobąbli, żeby dziś nie dostał bąbli!A ta maocholka? A zgniła fasolka?!!!".
W końcu dziewczyna nie wytrzymała i zębami przegryzła sznurek, w który była zawiązana, po czym ile sił w nogach pobiegła do Szmaragda. Objęła go mocno za szyję,ścisnęła łydkami i popędzili cwałem przed siebie. Nagle drogę zajechała im okrągła kareta ze szczerego złota. Natychmiast przez drzwiczki wyszła piękna istota. Była to kobieta, choć nie jeden człowiek mógłby przypuszczać,że spotkał prawdziwego anioła. Jej twarz lśniła od grubej warstwy kremu,a wypielęgnowane blond włosy układały się w loki. Miała na sobie nieskazitelnie czystą suknię koloru cukierkowego różu z licznymi koronkami i falbanami. Bez przerwy wachlowała się swoim małym, podręcznym wachlarzykiem ułożonym z piór łabędzia.
-Chcę żeby pojechała ze mną-rozkazała melodyjnym lecz stanowczym głosem służącemu.
-Ja mam misję do spełnienia , nie mogę ani chwili czekać!-krzyknęła bohaterka.
Księżniczka tupnęła obcasem pantofelka i spiorunowała wzrokiem lokaja. Mężczyzna siłą wpakował Alice do wozu, Szmaragda bezpiecznie przywiazał obok innych koni,a gdy wszyscy byli gotowi ruszyli w zupełnie inną stronę niż zamierzała nasza bohaterka.
-Dlaczego chcesz żebym pojechała z Tobą?-spytała ostro porwana dziewczyna.
-W moim kraju jest stan wojenny.Wszystkie moje koleżanki wyjechały za granicę. Tatuś powiedział,że mogę zabrać do zamku kogo tylko zechcę, bym nie była taka samotna-odpowiedziała wyraźnie zadowolona księżniczka. Alice zacisnęła ręce i zrobiła kwaśną minę, bo wiedziała,że z taką osobą nie warto dyskutować. Widząc niezadowolenie na twarzy swojej nowej towarzyszki córka króla powiedziała:
,,Jeżeli chcesz możesz mi mówić po imieniu. Nazywam się Kordelia, porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Ostatnio od tatusia dostałam dużo podarunków. Takich jak malinowy mpruczek do pielęgnacji stóp, mirradonnę 1 o zapachu fiołków, delikatny mławek do lekkiego wydłużenia rzęs, waniliowy sześciopak młowidalicy do rozczesywania włosów i całe pudło mirrusa dla dobrego samopoczucia".
Nagle pojazdem coś niebezpiecznie potrząsnęło. Dosłownie sekundę później kawałki złota zaczęły się odrywać,a przez coraz większe szpary widać było szpetne,pomarszczone twarze. To nie było nic innego jak rozwścieczone gobliny!
Kordelia zaczęła krzyczeć i piszczeć, bo właśnie jeden z barbarzyńców sięgał w stronę koronki tuż przy klatce piersiowej gdzie znajdował się drogi medalion. Alice szybko pociągnęła towarzyszkę za rękę i z rozmachem otworzyła drzwiczki karety przy tym strącając co najmniej ośmiu małych złodziei. Popędziła do Szmaragda walecznie broniącego się przed inwazją chuliganów i wskoczyła na jego grzbiet za plecami mając kurczowo trzymającą się Kordelię. Rumak ruszył z kopyta pozostawiając całą gromadę rabusi za sobą. co godzinę księżniczka krzyczała i próbowała rozkazywać że chce wrócić do zamku,ale te prośby były dla Alice nic nie znaczące. Po dwudziestym powtórzeniu tej kwestii dziewczyna wytłumaczyła jej,że ma do spełnienia misję.
-A jaką misję?-zapytała złośliwie pasażerka.
-Tajną, w której udziału nie weźmiesz,bo jest zbyt niebezpieczna-odparła.
-Co to ,to nie! Nie zostanę tutaj sama w tym czarnym lesie! Już wolę brać udział w jakiejś bezsensownej misji!-krzyknęła.
-Dobrze,ale pod warunkiem,że nie będziesz mi przeszkadzać- odpowiedziała .
Rozkapryszona księżniczka tylko pokiwała głową,a potem już ani razu się nie odezwała. Dojechały do starego, kamiennego wąwozu, który stał na skraju królestwa demonów gdzie nasza postać od samego początku próbowała się dostać.
-To tutaj- oznajmiła chcąc przerwać złowrogą,grobową ciszę.
Osóbka za jej plecami tylko mocniej chwyciła się jej barków. Koń ostrożnie ruszył do przodu by nie zrzucić ani jednego kamyczka. Kiedy tylko dojechali do twierdzy czarnoksiężnika Alice wytłumaczyła Kordelii,żeby wraz z koniem zostali na zewnątrz. Po chwili dziewczę w pelerynie pchnęło mosiężne drzwi i powoli weszło do budynku.W środku było bardzo zimno i ponuro. Wszystkie meble były pokryte ogromną warstwą kurzu, a w pomieszczeniach roiło się od szczurów i starych, porozwalanych książek.
-To mnie szukasz?! Jestem tu,masz mnie jak na talerzu!-wrzasnęła bojaźliwie przybyszka.
Zza regału z księgami wyłonił się obleśny mężczyzna. na głowie sterczały mu małe kępki siwych włosów, jego zęby były brązowe od brudu, a na całym ciele widniały wystające żyły.
Był ubrany w ciemno-zieloną szatę,a bose stopy dudniły o posadzkę.
-Ha,ha! waleczna!-zawołał swym ochrypłym głosem.
-Dlaczego zaatakowałeś wioskę?-spytała z pogardą.
-Widzisz, głównie chodziło tu o Ciebie.Jak wiesz masz w sobie nędzną lecz niestety dobrą moc, która utrudnia mi działanie. Wystarczyło Cię zabić i kłopot z głowy,ale ty znów musiałaś mi przeszkodzić!
A teraz odważnie i mężnie stawiasz się u mnie w domu. Cóż za szczęście! wspaniale będzie wypić mi Twoją krew!-wykrzyczał, po czym zakręcił palcem i Alice runęła na podłogę wyduszając z siebie przeraźliwe krzyki. Czuła jakby jakaś niewidzialna siła wbijała jej sztylet w klatkę piersiową i czuła jak brutalnie ból przeszywa jej całe ciało. Złość i bezradność gotowały się w jej sercu i umyśle.
Nagle ból ustał i to morderca zaczął jęczeć i piszczeć gdyż Kordelia niespodziewanie i z całej siły waliła po głowie złotym obcasem swojego pantofelka.
Dziewczyna przed chwilą torturowana jakby odzyskała swoje siły i z jej prawej dłoni nie wiadomo jak nie wiadomo skąd wypłynął złocisty płomień ognia, który strącił na zawsze czarnoksiężnika z tego świata.
Dziewczyny nie mogły uwierzyć w swoje szczęście , podbiegły do siebie i przytuliły się mocno . Rudowłosa pierwszy raz poczuła , że jest szczęśliwa , że komuś na niej zależy i wreszcie znalazła swoją bratnią duszę.
-Alice,czy zechciałabyś wraz ze mną zamieszkać w moim zamku?-zapytała Kordelia.
-Na pewno byś tego chciała?-spytała zaskoczona dziewczyna.
-Oczywiście,że tak!-wrzasnęła z przejęciem księżniczka.
-No to gdzie mam skierować mojego rumaka?
-Przed siebie i jeszcze dalej!!!-wrzasnęła radośnie pasażerka. Po czym wszyscy, cała trójka popędziła zostawiając za sobą wszystkie niefortunne wydarzenia.
A oto link do mojego filmu związanego z opowiadaniem :)
http://slide.ly/view/76ed4857945b260926ae9f449eb861c1
Natalia super konik
niedziela, 17 kwietnia 2016
sobota, 2 stycznia 2016
Post przeznaczony na dobro
Tematem przydzielonego mi filmu pt. ,,Give a Little love" jest uzmysłowienie ludziom, że należy być życzliwym dla innych i często ofiarowywać nawet niewielką pomoc.
Autorzy spotu postanowili pokazać na ekranie kilka sytuacji z życia codziennego. Nagrywali go zwyczajną kamerą, jednak żeby wzbudzić w widzach większe zainteresowanie w tle puszczono głośną muzykę. Nie jeden oglądający mógłby pomyśleć ,że jest to teledysk nakręcony z myślą o piosence ,,Give a Little love" ,jednakże można to również odebrać nieco inaczej. Ja na przykład nie zawracałam sobie głowy czy jest to teledysk ,czy coś innego. Dla mnie było ważne to, że wywołuje w oglądającym konkretne emocje. Po obejrzeniu tego filmu długo zastanawiałam się nad swoim zachowaniem. W życiu , na co dzień często widujemy takie sytuacje. Czasem gdy ktoś się przewróci druga osoba pomoże mu wstać. Obserwatorzy sceny widzą to i postanawiają wziąć przykład z tego bohatera, a także zrobić coś miłego dla innego, nawet nieznajomego człowieka. Intencją autora jest właśnie taka reakcja. Założę się ,że po oglądnięciu spotu każdy widz spróbuje zrobić jakiś dobry uczynek. Myślę ,że z sytuacjami takimi jak w pokazanym filmie można się spotkać często, nawet w domu, pracy, szkole czy na ulicy. Dobro, życzliwość czy nawet zwykły uśmiech przyciągają do siebie ludzi, którzy razem potrafią ,,zamazać" to co niemiłe lub zrodzone ze złośliwości. Na ekranie było to symbolicznie pokazane jako brzydkie, zabazgrane graffiti nielegalnie namalowane na czyimś domu. Cała seria miłych uczynków rozpoczęła się od młodego, zaledwie 12-letniego chłopca, który tak naprawdę rozsiał dobro w całej okolicy. Najpierw pomógł wstać swojemu rówieśnikowi, który popchnięty przez starszego kolegę stracił równowagę i upadł. Potem podał kubełek farby dziewczynie, która właśnie go potrzebowała do dokończenia swojej pracy plastycznej. Te sceny obserwowali różni ludzie, którzy również postanowili uczynić coś dobrego dla innej osoby. Tym sposobem w całym mieście każdy był życzliwy dla każdego. Pewnego dnia główny bohater wziął kilka puszek farby udał się do miejsca gdzie było to okropne graffiti. Zaczął je zamalowywać i tym sposobem usuwać je z muru. Widząc to inni ludzie zaczęli przyłączać się do tej pracy. Po czym zjednoczeni wspólnymi siłami sprawili,że ten stary mur wyglądał jak nowy.
Podobną sytuację zaobserwowałam w filmie pt. ,,Podaj dalej" reżyserii Mini Leder oparty na książce pióra Cathrine Rayan Hyde o tym samym tytule. Łańcuch dobroci również zaczyna się od młodego chłopca Trevora Mc Kinney`a. Na początku nowy nauczyciel ze środowiska zadał do napisania pracę domową pt.: Co mógłbyś zrobić żeby zmienić świat na lepszy?". Trevor wymyślił system czynienia radości innym. Polegał on na tym, że kiedy otrzyma się od kogoś dobroć należy wziąć z tego przykład i oddać dobro trzem innym osobom. Kolegom z klasy chłopca nie podobał się ten pomysł, jednak po 4 miesiącach plan Trevora się sprawdził i rzeczywiście ludzie zaczęli wprowadzać go w życie.
Pomiędzy ,,Give a Little Love" a ,,Podaj dalej" dostrzegłam niezwykłe podobieństwo i oba filmy wywołały we mnie podobne emocje. Myślę, że naprawdę warto przeanalizować swoje zachowania na przykład poprzez obejrzenie tych filmów. Uważam, że ,,Give a Little love"ma pewną misję i każdy kiedyś powinien ukształtować idee swoich czynów poprzez wzorowanie się na osobach, które czynią dobro.
Autorzy spotu postanowili pokazać na ekranie kilka sytuacji z życia codziennego. Nagrywali go zwyczajną kamerą, jednak żeby wzbudzić w widzach większe zainteresowanie w tle puszczono głośną muzykę. Nie jeden oglądający mógłby pomyśleć ,że jest to teledysk nakręcony z myślą o piosence ,,Give a Little love" ,jednakże można to również odebrać nieco inaczej. Ja na przykład nie zawracałam sobie głowy czy jest to teledysk ,czy coś innego. Dla mnie było ważne to, że wywołuje w oglądającym konkretne emocje. Po obejrzeniu tego filmu długo zastanawiałam się nad swoim zachowaniem. W życiu , na co dzień często widujemy takie sytuacje. Czasem gdy ktoś się przewróci druga osoba pomoże mu wstać. Obserwatorzy sceny widzą to i postanawiają wziąć przykład z tego bohatera, a także zrobić coś miłego dla innego, nawet nieznajomego człowieka. Intencją autora jest właśnie taka reakcja. Założę się ,że po oglądnięciu spotu każdy widz spróbuje zrobić jakiś dobry uczynek. Myślę ,że z sytuacjami takimi jak w pokazanym filmie można się spotkać często, nawet w domu, pracy, szkole czy na ulicy. Dobro, życzliwość czy nawet zwykły uśmiech przyciągają do siebie ludzi, którzy razem potrafią ,,zamazać" to co niemiłe lub zrodzone ze złośliwości. Na ekranie było to symbolicznie pokazane jako brzydkie, zabazgrane graffiti nielegalnie namalowane na czyimś domu. Cała seria miłych uczynków rozpoczęła się od młodego, zaledwie 12-letniego chłopca, który tak naprawdę rozsiał dobro w całej okolicy. Najpierw pomógł wstać swojemu rówieśnikowi, który popchnięty przez starszego kolegę stracił równowagę i upadł. Potem podał kubełek farby dziewczynie, która właśnie go potrzebowała do dokończenia swojej pracy plastycznej. Te sceny obserwowali różni ludzie, którzy również postanowili uczynić coś dobrego dla innej osoby. Tym sposobem w całym mieście każdy był życzliwy dla każdego. Pewnego dnia główny bohater wziął kilka puszek farby udał się do miejsca gdzie było to okropne graffiti. Zaczął je zamalowywać i tym sposobem usuwać je z muru. Widząc to inni ludzie zaczęli przyłączać się do tej pracy. Po czym zjednoczeni wspólnymi siłami sprawili,że ten stary mur wyglądał jak nowy.
Podobną sytuację zaobserwowałam w filmie pt. ,,Podaj dalej" reżyserii Mini Leder oparty na książce pióra Cathrine Rayan Hyde o tym samym tytule. Łańcuch dobroci również zaczyna się od młodego chłopca Trevora Mc Kinney`a. Na początku nowy nauczyciel ze środowiska zadał do napisania pracę domową pt.: Co mógłbyś zrobić żeby zmienić świat na lepszy?". Trevor wymyślił system czynienia radości innym. Polegał on na tym, że kiedy otrzyma się od kogoś dobroć należy wziąć z tego przykład i oddać dobro trzem innym osobom. Kolegom z klasy chłopca nie podobał się ten pomysł, jednak po 4 miesiącach plan Trevora się sprawdził i rzeczywiście ludzie zaczęli wprowadzać go w życie.
Pomiędzy ,,Give a Little Love" a ,,Podaj dalej" dostrzegłam niezwykłe podobieństwo i oba filmy wywołały we mnie podobne emocje. Myślę, że naprawdę warto przeanalizować swoje zachowania na przykład poprzez obejrzenie tych filmów. Uważam, że ,,Give a Little love"ma pewną misję i każdy kiedyś powinien ukształtować idee swoich czynów poprzez wzorowanie się na osobach, które czynią dobro.
sobota, 7 listopada 2015
Co się wydarzyło kilka wieków temu we Francji?-Spisek kardynalski.
Pewnego deszczowego dnia Reschelie jak zwykle gdy miał wolny czas rozmyślał nad kolejnym spiskiem.
Miał dużo wrogów i każdemu z nich chciał sprawić jakąś przykrość. Przypominał sobie wszystkie informacje zarówno nowe jak i te stare. Myślał, myślał i myślał...D`Treville czy D`Artanian a może ...tak, weźmy pod uwagę Annę Austriaczkę. Uśmiechnął się złowieszczo jakby już coś wymyślił. Zerwał się z krzesła i szybko zaczął pisać list. Pisał, bez tchu ... aż nagle szybko złożył go do koperty i bez wahania zawołał Rocheforta.
-Słuchaj, powierzam Ci ten list, masz go natychmiast zawieść do Milady-wyszeptał Reschelie.
Jeszcze tego wieczoru Rochefort wyruszył w drogę by bezpiecznie dostarczyć przesyłkę. Kardynał parę dni z niecierpliwością czekał na odpowiedź. W końcu gdy już dotarła jednym, zwinnym ruchem roztargał papier koperty i z przejęciem odczytał pismo. Kiedy skończył podskoczył do góry ze szczęścia i zawołał swojego zaufanego doradcę by powierzyć mu bardzo ważną misję.
-Milady odpowiedziała na mój krótki liścik, wiesz... - teraz musisz się z nią spotkać w miejscu przez wszystkich zapomnianym, chyba domyślasz się gdzie, prawda? Przekażesz jej tą informację...-mówiąc to szepnął mu na ucho jeszcze kilka słów. Pięć minut potem Rochefort rozpoczął swoją podróż. Gnał galopem całą noc aż do świtu. Gdy dotarł na miejsce Milady już go wyczekiwała.
- Kardynał chciał byśmy się spotkali-rzekł Rochefort.
-W jakim celu?-spytała wprost kobieta.
-Mam dla Ciebie ważną i niebezpieczną misję...-ciągnął.
-Co chcesz przez to powiedzieć ?-zapytała.
- Na balu będą tam same ważne osobistości-wyrecytował.
-Nawet Książę Buckingham...we własnej osobie.
-Co mam zrobić!?-wykrzyczała z niecierpliwością.
-Buckingham na pewno będzie miał na sobie piękny, drogocenny naszyjnik należący do Anny Austriaczki. Liczy on 12 ogniw wystarczy, że wykradniesz 2 z nich-wyjaśnił.
-Jak mam to zrobić skoro będzie tam tyle ludzi! !-ryknęła. To jest wprost niemożliwe do wykonania.
-Ciszej, ciszej bo ktoś nas usłyszy...-szeptał.
Kobieta natychmiast zamilkła.
-Najpierw przebierzesz się, tak żebyś nie rzucała się w oczy. Wmieszasz się w tłum. Pamiętaj o sprawnych nożycach do odcięcia kawałka wstążki z tymi dwoma ogniwami-powiedział.
-A co jeśli ktoś mnie zauważy?-spytała.
-Nie może Cię zauważyć! Najlepiej to zrobić gdy Buckingham będzie odwrócony do Ciebie tyłem-powiedział nieco głośniej.
-Co mam zrobić z tymi ogniwami jak już uda mi się je zdobyć?-zapytała.
-Uważaj na szpiegów mogą Cię śledzić, zaraz gdy wykonasz zadanie szybko je zniszcz tak by już nigdy nie zostały przywrócone-tłumaczył dalej.
-Wydaje mi się, że ktoś za mną stoi-powiedziała odwracając się przestraszona Milady.
Okazało się, że miała w tym dużo racji, ponieważ tuż za jej plecami stała z nożem kuchennym w ręce jedna z kucharek królewskich. Milady spojrzała na nią jakby chciała zabić ją wzrokiem.
-Kim ty jesteś ?-spytała z wyrazem wyższości wpatrującą się w nią kobietę.
Nieznana postać była biała jak kreda, stała z otwartymi ustami jak słup.
-Rocheforcie załatwimy ją co?-zadała kolejne pytanie.
Jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Uczestnik spotkania po prostu niezauważalnie stchórzył i uciekł .
-W takim razie załatwię to samodzielnie-wyszeptała Milady drżącym głosem.
Po czym delikatnie odsuwając koronkę sukni szybko wyciągnęła złotą, wysadzaną diamentami szpadę.
-Wyzywam cię na pojedynek- powiedziała raz po raz tłumiąc śmiech.
Owa kobietka lekko kiwnęła głową i przyjrzała się z politowaniem swojej broni. Obie w tym samym czasie dygnęły patrząc sobie głęboko w oczy. Zapowiadała się nierówna walka... Milady jako pierwsza zadała cios. Kucharka jedynie chwyciła się za brzuch jęcząc z bólu.
-Och, czyżbym Cię zraniła?-zadrwiła z rywalki.
Szpada zadawała straszne ciosy. W końcu ciało przeciwniczki Milady upadło bezradnie na ziemię. Jej oczy były szeroko otwarte a twarz pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Taki był koniec służącej i przyjaciółki Jej Królewskiej Mości. Zabójczyni zatarła wszelkie ślady morderstwa a ciało przeciwniczki wrzuciła do rzeki .Następnie nałożyła na siebie czarną pelerynę, wsiadła na swego karego rumaka i odjechała z miejsca zbrodni.
Nadszedł dzień balu, Milady była doskonale przygotowana, włożyła nową, aksamitną suknię koloru najpiękniejszej perły. Na swoje blond włosy włożyła ogromny kapelusz. W jeden rękawów swojej sukni ukryła miniaturowe, srebrne nożyczki. Jeszcze raz przyjrzała się swojemu odbiciu, poprawiając nieco kapelusz i wyszła. Przed domem czekał na nią drogi powóz zaprzężony w parę pięknych koni fryzyjskich, które dostojnym galopem ruszyły przed siebie. Patataj, Patataj, Patataj... Kobieta nawet nie zorientowała się kiedy była na miejscu. Gdy weszła do środka budynku zobaczyła ogromną salę balową z wielkim, lśniącym parkietem i szklanymi schodami na górę. Znajdował się tam wielki stół z bogactwem różnych potraw i najróżniejszych egzotycznych win. Widziała przed sobą tłum ludzi jednak była na to doskonale przygotowana. Chiała w jak najszybszym czasie odnaleźć Buckingham`a. Gorączkowo rozglądała się wszędzie. Była bardzo spostrzegawcza, zazwyczaj udawało się jej szybko odnaleźć swój cel ale teraz było inaczej.
Zdenerwowanie dawało się coraz bardziej we znaki... aż tu nagle jest! Udało się!!! Namierzyła go! Okazało się, że rozmawiał z pewną bogatą, wytwornie ubraną szlachcianką. Plan zaczynał się realizować idealnie!!! Buckingham wyraźnie nie był zainteresowany konwersacją z tą kobietą ale za to stał tyłem do Milady. Zaś szlachcianka widocznie mówiła o tak ważnej sprawie, że nie zauważała niczego! Napięcie rosło! Milady trzęsły się ręce z emocji a na twarzy pojawiły się purpurowe rumieńce. Nadeszła ta chwila! Wyciągnęła nożyczki i bezszelestnie...ciach! Diamenciki trafiły wprost do jej dłoni zwinnym ruchem schowała je w rękawie perłowej sukni.
Nikt nic nie zauważył! Udało się!
Wracając z przyjęcia złodziejka wstąpiła do najbliższego kowala i poprosiła go aby zniszczył jej zdobycz. Mężczyzna ze zdziwieniem wykonał jej prośbę myśląc, że to zwykłe szklane błyskotki, na jej czach młotem kowalskim poprzez potężne uderzenie wielkiego mężczyzny zamienił diamenty w przeźroczysty nic nie warty pył, który pomieszał się szybko z ziemią i opiłkami żelaza . Spisek się udał!
UDZIAŁ WZIĘLI:
KARDYNAŁ REHELIE |
ROCHEFORT |
MILADY DE WINTER |
środa, 7 października 2015
Oto moja baśń czyli o Odessie, Maćku i Jagnie
Dawno, dawno temu w pewnej nikomu nieznanej, odległej krainie żyła sobie zła królowa. Rządziła potężnym państwem, które nie cieszyło się dobrą sławą. Obcy ludzie bali się przekraczać jego granice. Rzeki patrolowały krokodyle i piranie.
W górach skalistych na południu kraju widywano niebezpieczne smoki przeróżnych gatunków. Natomiast wszelkie puszcze zamieszkiwały straszne i obrzydliwe trolle górskie. Miasta były bardzo biedne. Królowa potrafiła być tak okrutna, że ciągle podwyższała podatki, a za te pieniądze organizowała wspaniałe bale i huczne zabawy dla szlachty. Mieszkańcy przez pewien czas znosili to niechętnie, jednak gdy nastał okres głodu rodziny postanowiły wyprowadzać się ze swoich chat. Większość zakładała domy w małych zagajnikach, w zrobionych przez siebie szałasach. Inni mieli swoje lokum w jaskiniach gór. A niektórzy samodzielnie budowali chatki w konarach drzew.
Poznajcie naszych głównych bohaterów, oto Maćko i jego żona Jagna.
Oni również uciekli z wioski położonej blisko zamku królowej.
Oboje byli otyłymi ludźmi z wyraźną nadwagą i posiadali długie szpiczaste nosy.
Kobieta nosiła ubogą, brązową sukienkę a na głowę zakładała różową chustkę w kropki.
Jej mąż odziany był w gruby sweter robiony na drutach i szmaciane, rozdarte na kolanach spodnie. Zwykle ubierał również puchową czapę przeznaczoną na zimę. Mimo ich nieestetycznego wyglądu mieli gołębie serca i czyste dusze. Chcieli aby ich przyszłe gospodarstwo było utrzymywane w tajemnicy. Zwiedzali groty skalne oraz dziuple drzew, zwrócili się nawet o pomoc do dobrej wróżki mieszkającej w magicznej muszelce na dnie jeziora. Niestety oznajmiła, że w tej chwili prawie wszędzie można znaleźć szpiegów królewskich i nigdzie nie jest bezpiecznie. Podpowiedziała im jednak, żeby nie udawali się w okolice rzek i turni gdyż bardzo szybko zostaną zauważeni. Poradziła także poszukać w lasach północnych, co prawda buszują tam trolle i bestie które niedawno zapadły w półwieczny sen jak co kilkadziesiąt lat o tej porze roku. Małżeństwo tak też zrobiło.Długo musieli szukać by znaleźć odpowiednie miejsce. Wędrowali i wędrowali, aż nagle Jagna powiedziała:
-Czy możemy się na chwilę zatrzymać, bardzo bolą mnie nogi.
-Dobrze, dobrze zrobimy chwilę przerwy,odpowiedział równie zmęczony Maćko.
Po czym żona oparła się na jednej z gałęzi wielkiego, starego dębu. Nagle podłoże pod nią się zapadło i wylądowała pod ziemią.
-Jagna! Jagna! Nic Ci nie jest?!-Ryknął mężczyzna.
-Nie, nie! Ej! Słuchajże- zejdź na dół musisz to zobaczyć-odpowiedziała.
Po chwili uczynił to o co go poprosiła kobieta. Gdy oboje byli na dole ujrzał wielką, obszerną norę. Wyglądało to jak ogromny podziemny pokój.
-Myślę, że to idealna kryjówka- rzekła Jagna.
-Ja też- tylko, trzeba będzie się tu jakoś urządzić- odpowiedział mąż.
Zatańczyli ze szczęścia i postanowili ,że na drugi dzień wezmą się do pracy.
Uczynili to bez namysłu, zrobili drewnianą ławę i stół, a legowisko do spania postawili z tyłu podziemnej izby. Na ścianach powiesili pochodnie. Z uśmiechem przyjrzeli się swojemu dziełu.
-Oj, powiem Ci, że wygląda to lepiej niż nasza wcześniejsza chałupa-odrzekł zadowolony Maćko.
-Wiem, wiem, poza tym była o wiele mniejsza od tej-odpowiedziała Jagna.
I tak po czasochłonnych poszukiwaniach znaleźli wreszcie swój kąt, w którym na pewno byli bezpieczni. Przywykli do widoku trolli które rzeczywiście jak mówiono w balladach okazały się wielkimi głupcami. W jesieni łatwo było zdobyć pożywienie, prawie zawsze wybierali się na grzybobranie.
Mąż czasem szedł na małe polowanie. Albowiem po drugiej stronie rzeki wypasały się
dzikie krowy. Rozwiązanie było proste najpierw płynęli swoją starą łódką po zwierzę, upolowane pakowali na do środka, a czasem wspólnie wędkowali.
W drewnianym koszu z wodą hodowali kaczkę ich sposób na zjedzenie jej był prosty. Wystarczyło, że do kosza z ptakiem włożyli swoje stopy. Gdy nawdychała się ostrego zapachu wystarczająco bezboleśnie traciła przytomność.
Jagnie i Maćkowi żyło się bardzo przyjemnie. Beztroskie życie trwało tak dwadzieścia lat.
Nasz bohater miał długą, siwą brodę, a na twarzy jego małżonki pojawiły się zmarszczki.
- Cóż za spokojna starość nam się trafiła, prawda?-spytała staruszka.
Mężczyzna chciał już otworzyć usta by jej odpowiedzieć, ale nagle usłyszał piskliwy krzyk.
Szybko wybiegł z izby. Była noc, więc ledwo coś widział w ciemności, gnał na oślep. Śnieg rozsypywał się dookoła. Aż nagle zauważył owe źródło hałasu. Była to młoda, piękna elfica. Miała białe, długie włosy i bladą jak ściana twarz.
-Pomóż mi! Pomóż!- Ja uciekłam, uciekłam...-mamrotała.
Wziął ją na ręce i bez wahania zaniósł do nory.
Gdy wrócił wyglądał jak bałwan, był cały pokryty szronem i lodem. Starsza pani wzięła koc i przykryła nim małą postać a także podała jej coś ciepłego do picia.
-Dziękuję państwu, jesteście bardzo mili- powiedziała magiczna dziewczyna.
Dopiero teraz zobaczyli, że jest ona wychudzona, okryta jedynie czarną, potarganą halką. Na rękach miała rozcięte, świeże rany. Widać było, że były to ślady noża.
-Co Ci się stało dziecko?-spytali jednocześnie Maćko i Jagna.
-Ja uciekłam od królowej, ona porwała mnie i piła moją krew. Dlatego mam takie rany...Przecinała mi skórę sztyletem. W mojej krwi jest magiczna substancja. Gromadziła ją w srebrnych fiolkach a potem dolewała do swojej porannej herbaty-urwała.
-I nie mam pojęcia dlaczego-dodała po chwili.
-Jak Ci na imię?-spytała staruszka.
-Odessa, pani- odpowiedziała.
-Słuchaj dziecino- schronisz się u nas- powiedział Maćko.
Tymczasem w królestwie...
-Gdzie ona jest?!!-Ryknęła królowa.
-Najjaśniejszszsza pppanii...-jąkał się strażnik.
-Jak mogłeś pozwolić by uciekła!!!-krzyczała bez pohamowania.
-Ale ja, ja , ja...
-Koniec tego głupcze, jutro czeka Cię kat!!!-wrzasnęła.
-Ale ja...
-Cicho- mruknęła królowa.
-Oficer główny niech przyjdzie natychmiast-wydała rozkaz.
-Tak pani - rzekł zawołany oficer.
-Wyślij żołnierzy w kraj chcę ją odnaleźć, a jego wtrącić do lochu!-krzyknęła.
Przez resztę czasu wszyscy przestrzegali się na wzajem i ukrywali się.
Jej Królewska Mość miała dużo szpiegów, a wszędzie było pełno straży. Sprawa była ułatwiona o tyle, że można ich było od razu rozpoznać po spiczastych kapeluszach.
Jej Wysokość słabła. Damy dworu widziały w jej oczach nadchodzącą śmierć. Mimo starannie pomalowanych powiek myślę, że każdy by to zauważył. Nie opuszczała swojej komnaty a okna kazała zasłaniać tak by nie widziała światła dnia. Była rozpalona i ciężko oddychała. Nagle wrota otworzyły się i wkroczył oficer główny, niosąc na jedwabnej poduszce dwie, rude wiewiórki.
-Pani! te dwa ,,cudy niebiańskie" doniosły mi, że przez cały czas śledziły tą kościstą, plugawą, wredną...
-Wystarczy! Racz zostawić nas samych- zachrypiała królowa.
-Przepraszam najmocniej -westchnął i delikatnie położył poduchę.
-Czy to aby prawda?-spytała wymownie spoglądając na gryzonie.
-Oczywistaście, przeplaszlamy ale nie bardźżo potraflimy mówlić w języku luczkim-wyrecytowały jednocześnie raz po raz przekręcając wyrazy.
-Ja tylko chcę żebyście dostarczyli dziewczynie to-wymamrotała z obrzydzeniem oddając im pewien list.
-Bulkta z maslum-zachichotały i wybiegły niosąc kopertę jak mrówki. W międzyczasie wieść o chorobie władczyni rozniosła się w całym królestwie. Ludzie rozmawiali i wymieniali się plotkami. Jedni mieli odwagę podpytywać wojowników o szczegóły jednak zawsze dostawali tę samą odpowiedź ,,Nie interesuj się, bo dostaniesz kociej mordki".
A w norze życie toczyło się po staremu tylko tym razem w innych barwach. Maćko i Jagna dalej chodzili na grzybobrania, polowania, bądź raz na jakiś czas wędkowali. Jak pamiętacie pewnego wieczoru do ich domu wkroczyła Odessa-mała, młoda elfica. Pokochali ją i od tego czasu traktowali jak własną córkę. Od jej nowej mamy codziennie dostawała porcję świeżych bułeczek prosto z pieca. Ojciec zaś zrobił jej własnoręcznie miecz z drewnianą rękojeścią. Dzisiaj jedli pyszną kolację. Aż nagle spod stołu wyskoczyły owe dwie wiewióry z wiadomością.
-Listtonośnik, listtonośnik do niejakij Odessly!-zapiszczały.
-Ojej, dziękuję-powiedziała, drżącym głosem i odebrała list.
-Zappsałata dawaj twa orzechy!-krzyknęły z agresją.
Maćko pogroził im palcem.
-Bracisku wiejemy co?-szepnął jeden wiewiór.
I w mig zniknęły jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
-To wiadomość od królowej... napisała, że mam stawić się w zamku, albo przyjdą tu i was zabiją- wyjąkała Odessa.
-Słuchaj no, ja to mam taki plan, przebierzesz się w skóry krowie. Powiesz tym gburom przy bramie do pałacu, że jesteś oczekiwanym przez królową wędrowcą i przybywasz z misją dobroczynną. Będziesz uzbrojona i wyrównasz dawne porachunki z Jej Wysokością.-rzekł Maćko.
Elfica szybko przygotowała się do podróży i wyszła. Szła wiele dni i nocy może gdyby nie wędrowała pieszo trwałoby to trochę krócej. Ostatecznie zdążyła na czas.
-Jestem oczekiwanym przez Jej Królewską Mość wędrowcą i przybywam z misją dobroczynną- odezwała się udawanym, grubym głosem.
-Wejdź- odrzekł żołnierz stojący przy bramie zamku. Kilka minut później była już przed wrotami do komnaty wroga. Zapukała energicznie.
-Wejść!-usłyszała głos dobiegający ze środka.
Szybko otworzyła drzwi.
-Ukazałam Ci się!-rzekło odważne dziewczę.
-Och to ty, pora na nową próbkę esencji-zachrypiała królowa.
- Ale po co przez całe życie rozcinałaś mi ręce?!-zapytała Odessa.
-No tak, pora Ci wyjawić słodką prawdę. W twojej krwi znajduje się magiczna substancja, która powoduje, że po wypiciu jej byłam człowiekiem nieśmiertelnym. Tak naprawdę tylko to było w tobie wartościowe. Zrozum w końcu, że jesteś mi potrzebna tylko dla tego eliksiru życia.
Elfica była wściekła. Jej twarz zrobiła się purpurowa a w środku gotowało się w niej jak w garze.
Nie mogła się powstrzymać, po prostu musiała ...chwyciła za rękojeść miecza i jednym zwinnym ruchem wbiła go prosto w kamienne serce królowej.
Tak skończył się los Kordelii Venessy Konstancji III Okrutnej.
Od tej chwili na tronie królewskim zasiadała nowa władczyni; Odessa I Mężna, poślubiła przystojnego księcia z Doliny Elfów, była sprawiedliwa i dbała o losy swoich poddanych.
Ludzie bawili się, śmiali i tańczyli.
Maćko i Jagna dostali tytuły szlacheckie, mieszkali w pięknym grodzie nieopodal zamku, zbudowali nowe miasto, które z czasem stało się stolicą owej krainy. Mieszkańcy zamiast w chatach żyli w namiotach.
Wszyscy byli zachwyceni owym pomysłem, dzięki niemu mogli się swobodnie przemieszczać.
Źli, negatywni bohaterowie w spiczastych czapkach zostali wygnani na pustkowie.
Odtąd wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
W górach skalistych na południu kraju widywano niebezpieczne smoki przeróżnych gatunków. Natomiast wszelkie puszcze zamieszkiwały straszne i obrzydliwe trolle górskie. Miasta były bardzo biedne. Królowa potrafiła być tak okrutna, że ciągle podwyższała podatki, a za te pieniądze organizowała wspaniałe bale i huczne zabawy dla szlachty. Mieszkańcy przez pewien czas znosili to niechętnie, jednak gdy nastał okres głodu rodziny postanowiły wyprowadzać się ze swoich chat. Większość zakładała domy w małych zagajnikach, w zrobionych przez siebie szałasach. Inni mieli swoje lokum w jaskiniach gór. A niektórzy samodzielnie budowali chatki w konarach drzew.
Poznajcie naszych głównych bohaterów, oto Maćko i jego żona Jagna.
Oni również uciekli z wioski położonej blisko zamku królowej.
Oboje byli otyłymi ludźmi z wyraźną nadwagą i posiadali długie szpiczaste nosy.
Kobieta nosiła ubogą, brązową sukienkę a na głowę zakładała różową chustkę w kropki.
Jej mąż odziany był w gruby sweter robiony na drutach i szmaciane, rozdarte na kolanach spodnie. Zwykle ubierał również puchową czapę przeznaczoną na zimę. Mimo ich nieestetycznego wyglądu mieli gołębie serca i czyste dusze. Chcieli aby ich przyszłe gospodarstwo było utrzymywane w tajemnicy. Zwiedzali groty skalne oraz dziuple drzew, zwrócili się nawet o pomoc do dobrej wróżki mieszkającej w magicznej muszelce na dnie jeziora. Niestety oznajmiła, że w tej chwili prawie wszędzie można znaleźć szpiegów królewskich i nigdzie nie jest bezpiecznie. Podpowiedziała im jednak, żeby nie udawali się w okolice rzek i turni gdyż bardzo szybko zostaną zauważeni. Poradziła także poszukać w lasach północnych, co prawda buszują tam trolle i bestie które niedawno zapadły w półwieczny sen jak co kilkadziesiąt lat o tej porze roku. Małżeństwo tak też zrobiło.Długo musieli szukać by znaleźć odpowiednie miejsce. Wędrowali i wędrowali, aż nagle Jagna powiedziała:
-Czy możemy się na chwilę zatrzymać, bardzo bolą mnie nogi.
-Dobrze, dobrze zrobimy chwilę przerwy,odpowiedział równie zmęczony Maćko.
Po czym żona oparła się na jednej z gałęzi wielkiego, starego dębu. Nagle podłoże pod nią się zapadło i wylądowała pod ziemią.
-Jagna! Jagna! Nic Ci nie jest?!-Ryknął mężczyzna.
-Nie, nie! Ej! Słuchajże- zejdź na dół musisz to zobaczyć-odpowiedziała.
Po chwili uczynił to o co go poprosiła kobieta. Gdy oboje byli na dole ujrzał wielką, obszerną norę. Wyglądało to jak ogromny podziemny pokój.
-Myślę, że to idealna kryjówka- rzekła Jagna.
-Ja też- tylko, trzeba będzie się tu jakoś urządzić- odpowiedział mąż.
Zatańczyli ze szczęścia i postanowili ,że na drugi dzień wezmą się do pracy.
Uczynili to bez namysłu, zrobili drewnianą ławę i stół, a legowisko do spania postawili z tyłu podziemnej izby. Na ścianach powiesili pochodnie. Z uśmiechem przyjrzeli się swojemu dziełu.
-Oj, powiem Ci, że wygląda to lepiej niż nasza wcześniejsza chałupa-odrzekł zadowolony Maćko.
-Wiem, wiem, poza tym była o wiele mniejsza od tej-odpowiedziała Jagna.
I tak po czasochłonnych poszukiwaniach znaleźli wreszcie swój kąt, w którym na pewno byli bezpieczni. Przywykli do widoku trolli które rzeczywiście jak mówiono w balladach okazały się wielkimi głupcami. W jesieni łatwo było zdobyć pożywienie, prawie zawsze wybierali się na grzybobranie.
Mąż czasem szedł na małe polowanie. Albowiem po drugiej stronie rzeki wypasały się
dzikie krowy. Rozwiązanie było proste najpierw płynęli swoją starą łódką po zwierzę, upolowane pakowali na do środka, a czasem wspólnie wędkowali.
W drewnianym koszu z wodą hodowali kaczkę ich sposób na zjedzenie jej był prosty. Wystarczyło, że do kosza z ptakiem włożyli swoje stopy. Gdy nawdychała się ostrego zapachu wystarczająco bezboleśnie traciła przytomność.
Jagnie i Maćkowi żyło się bardzo przyjemnie. Beztroskie życie trwało tak dwadzieścia lat.
- Cóż za spokojna starość nam się trafiła, prawda?-spytała staruszka.
Mężczyzna chciał już otworzyć usta by jej odpowiedzieć, ale nagle usłyszał piskliwy krzyk.
Szybko wybiegł z izby. Była noc, więc ledwo coś widział w ciemności, gnał na oślep. Śnieg rozsypywał się dookoła. Aż nagle zauważył owe źródło hałasu. Była to młoda, piękna elfica. Miała białe, długie włosy i bladą jak ściana twarz.
-Pomóż mi! Pomóż!- Ja uciekłam, uciekłam...-mamrotała.
Wziął ją na ręce i bez wahania zaniósł do nory.
Gdy wrócił wyglądał jak bałwan, był cały pokryty szronem i lodem. Starsza pani wzięła koc i przykryła nim małą postać a także podała jej coś ciepłego do picia.
-Dziękuję państwu, jesteście bardzo mili- powiedziała magiczna dziewczyna.
Dopiero teraz zobaczyli, że jest ona wychudzona, okryta jedynie czarną, potarganą halką. Na rękach miała rozcięte, świeże rany. Widać było, że były to ślady noża.
-Co Ci się stało dziecko?-spytali jednocześnie Maćko i Jagna.
-Ja uciekłam od królowej, ona porwała mnie i piła moją krew. Dlatego mam takie rany...Przecinała mi skórę sztyletem. W mojej krwi jest magiczna substancja. Gromadziła ją w srebrnych fiolkach a potem dolewała do swojej porannej herbaty-urwała.
-I nie mam pojęcia dlaczego-dodała po chwili.
-Jak Ci na imię?-spytała staruszka.
-Odessa, pani- odpowiedziała.
-Słuchaj dziecino- schronisz się u nas- powiedział Maćko.
Tymczasem w królestwie...
-Gdzie ona jest?!!-Ryknęła królowa.
-Najjaśniejszszsza pppanii...-jąkał się strażnik.
-Jak mogłeś pozwolić by uciekła!!!-krzyczała bez pohamowania.
-Ale ja, ja , ja...
-Koniec tego głupcze, jutro czeka Cię kat!!!-wrzasnęła.
-Ale ja...
-Cicho- mruknęła królowa.
-Oficer główny niech przyjdzie natychmiast-wydała rozkaz.
-Tak pani - rzekł zawołany oficer.
-Wyślij żołnierzy w kraj chcę ją odnaleźć, a jego wtrącić do lochu!-krzyknęła.
Przez resztę czasu wszyscy przestrzegali się na wzajem i ukrywali się.
Jej Królewska Mość miała dużo szpiegów, a wszędzie było pełno straży. Sprawa była ułatwiona o tyle, że można ich było od razu rozpoznać po spiczastych kapeluszach.
Jej Wysokość słabła. Damy dworu widziały w jej oczach nadchodzącą śmierć. Mimo starannie pomalowanych powiek myślę, że każdy by to zauważył. Nie opuszczała swojej komnaty a okna kazała zasłaniać tak by nie widziała światła dnia. Była rozpalona i ciężko oddychała. Nagle wrota otworzyły się i wkroczył oficer główny, niosąc na jedwabnej poduszce dwie, rude wiewiórki.
-Pani! te dwa ,,cudy niebiańskie" doniosły mi, że przez cały czas śledziły tą kościstą, plugawą, wredną...
-Wystarczy! Racz zostawić nas samych- zachrypiała królowa.
-Przepraszam najmocniej -westchnął i delikatnie położył poduchę.
-Czy to aby prawda?-spytała wymownie spoglądając na gryzonie.
-Oczywistaście, przeplaszlamy ale nie bardźżo potraflimy mówlić w języku luczkim-wyrecytowały jednocześnie raz po raz przekręcając wyrazy.
-Ja tylko chcę żebyście dostarczyli dziewczynie to-wymamrotała z obrzydzeniem oddając im pewien list.
-Bulkta z maslum-zachichotały i wybiegły niosąc kopertę jak mrówki. W międzyczasie wieść o chorobie władczyni rozniosła się w całym królestwie. Ludzie rozmawiali i wymieniali się plotkami. Jedni mieli odwagę podpytywać wojowników o szczegóły jednak zawsze dostawali tę samą odpowiedź ,,Nie interesuj się, bo dostaniesz kociej mordki".
A w norze życie toczyło się po staremu tylko tym razem w innych barwach. Maćko i Jagna dalej chodzili na grzybobrania, polowania, bądź raz na jakiś czas wędkowali. Jak pamiętacie pewnego wieczoru do ich domu wkroczyła Odessa-mała, młoda elfica. Pokochali ją i od tego czasu traktowali jak własną córkę. Od jej nowej mamy codziennie dostawała porcję świeżych bułeczek prosto z pieca. Ojciec zaś zrobił jej własnoręcznie miecz z drewnianą rękojeścią. Dzisiaj jedli pyszną kolację. Aż nagle spod stołu wyskoczyły owe dwie wiewióry z wiadomością.
-Listtonośnik, listtonośnik do niejakij Odessly!-zapiszczały.
-Ojej, dziękuję-powiedziała, drżącym głosem i odebrała list.
-Zappsałata dawaj twa orzechy!-krzyknęły z agresją.
Maćko pogroził im palcem.
-Bracisku wiejemy co?-szepnął jeden wiewiór.
I w mig zniknęły jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
-To wiadomość od królowej... napisała, że mam stawić się w zamku, albo przyjdą tu i was zabiją- wyjąkała Odessa.
-Słuchaj no, ja to mam taki plan, przebierzesz się w skóry krowie. Powiesz tym gburom przy bramie do pałacu, że jesteś oczekiwanym przez królową wędrowcą i przybywasz z misją dobroczynną. Będziesz uzbrojona i wyrównasz dawne porachunki z Jej Wysokością.-rzekł Maćko.
Elfica szybko przygotowała się do podróży i wyszła. Szła wiele dni i nocy może gdyby nie wędrowała pieszo trwałoby to trochę krócej. Ostatecznie zdążyła na czas.
-Jestem oczekiwanym przez Jej Królewską Mość wędrowcą i przybywam z misją dobroczynną- odezwała się udawanym, grubym głosem.
-Wejdź- odrzekł żołnierz stojący przy bramie zamku. Kilka minut później była już przed wrotami do komnaty wroga. Zapukała energicznie.
-Wejść!-usłyszała głos dobiegający ze środka.
Szybko otworzyła drzwi.
-Ukazałam Ci się!-rzekło odważne dziewczę.
-Och to ty, pora na nową próbkę esencji-zachrypiała królowa.
- Ale po co przez całe życie rozcinałaś mi ręce?!-zapytała Odessa.
-No tak, pora Ci wyjawić słodką prawdę. W twojej krwi znajduje się magiczna substancja, która powoduje, że po wypiciu jej byłam człowiekiem nieśmiertelnym. Tak naprawdę tylko to było w tobie wartościowe. Zrozum w końcu, że jesteś mi potrzebna tylko dla tego eliksiru życia.
Elfica była wściekła. Jej twarz zrobiła się purpurowa a w środku gotowało się w niej jak w garze.
Nie mogła się powstrzymać, po prostu musiała ...chwyciła za rękojeść miecza i jednym zwinnym ruchem wbiła go prosto w kamienne serce królowej.
Tak skończył się los Kordelii Venessy Konstancji III Okrutnej.
Od tej chwili na tronie królewskim zasiadała nowa władczyni; Odessa I Mężna, poślubiła przystojnego księcia z Doliny Elfów, była sprawiedliwa i dbała o losy swoich poddanych.
Ludzie bawili się, śmiali i tańczyli.
Maćko i Jagna dostali tytuły szlacheckie, mieszkali w pięknym grodzie nieopodal zamku, zbudowali nowe miasto, które z czasem stało się stolicą owej krainy. Mieszkańcy zamiast w chatach żyli w namiotach.
Wszyscy byli zachwyceni owym pomysłem, dzięki niemu mogli się swobodnie przemieszczać.
Źli, negatywni bohaterowie w spiczastych czapkach zostali wygnani na pustkowie.
Odtąd wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
List oficjalny
Gniotkowo 13.06.2015
Amelia Koziołek
ul. Słodka 3
10-001 Gniotkowo
Do
Telewizja Regionalna
ul. Żonglerska 5
21-590 Łąkowo
Oferta!
Piszę do Państwa z prośbą o zatrudnienie sławnej i znanej Pani Gniotyldy Gniotkowskiej w Waszym programie telewizyjnym pt: ,,Z gniotkiem przez świat ".
Pani Gniocia jest to atrakcyjna, sympatyczna i otwarta osoba z dużym poczuciem humoru, która od dawna podróżuje i z walecznym sercem pokonuje wszystkie przeszkody na często nieznanych i niebezpiecznych wodach. Już jako dziecko wyjeżdżając z rodzicami pod namioty czy na wakacje bardzo się tym ekscytowała. Ze szczęścia skakała do sufitu, turlała się po schodach a przy tym krzyczała na cały głos. Obecnie potrafi mówić aż w pięćdziesięciu językach, dziesięciu ludzkich, dziesięciu zwierzęcych, piętnastu gniotkowych, pięciu mieszanych i dziesięciu roślinnych. Ma duże doświadczenie w żeglarstwie klapkowym i rysowaniu map. Jednak jej ulubionym zajęciem jest odkrywanie nowych lądów. W ten sposób łączy te wszystkie wcześniej wymienione czynności. Zawsze pływa w swym fioletowym kajaku marki Klapek przez morza , rzeki i oceany. Czasem idzie jej to zwinnie, szybko i bez komplikacji, lecz w niektórych przypadkach sytuacja odwraca się do góry nogami, na przykład w tym roku bohaterka musiała pokonywać prądy piaskowców, ich nazwa pochodzi od wyglądu, ponieważ wszystko stworzone jest tam z piasku. Są to ekstremalne i zdradzieckie fale, na które trzeba szczególnie uważać. Zawsze na dnie czekają na swoje ofiary zawistne potwory zwane Kapslotami. Wystarczy, że łódź popłynie w nieodpowiednim kierunku a one zjedzą wszystko co stanie im na drodze. Jednak Gniotylda miała wielkie szczęście. Aby wykonać kolejny krok w przód trzeba wykazać się sokolim okiem i wypatrzeć ląd. Jest to bardzo trudne, ponieważ czasem właściwe miejsce może znajdować się pod wodą albo w chmurach. Najowocjniejsza wyprawa miała miejsce na wyspie Gadatek. Gdy panna Gniotkowska dopłynęła tam, zacumowała po czym rozejrzała się i rozbiła obóz. Na drugi dzień pracowała w terenie. Początkowo widziała tylko małą łąkę, wysoką trawę i stada mrówek. Wydawałoby się, że to wszystko, lecz ona pełna entuzjazmu szła dalej i dalej przed siebie. Szukała kilka dni czując, że wreszcie trafi na coś niezwykłego i dzięki swojej cierpliwości odkryła, że nawet mała wysepka jak ta może skrywać wielki skarb. Nie tracąc nadziei w jednym ze zwykłych lasów nasza podróżniczka znalazła skupiska żółtych kwiatów mniej- więcej wielkości dzisiejszych drzew. Mało tego, potrafiły one mówić w jednym z języków roślinnych. Dzięki czemu panna Gniotylda mogła z nimi porozmawiać i nadać im tytuł ,,Nowych Przyjaciół". Nazwała ich Gadatkami a na ich cześć nadała takie imię również całej wyspie.
Na koniec wszystko narysowała na mapie i wyruszyła w dalszą podróż. Kolejnym nowym miejscem była Dolina Pięknych Chwil. Jest to ogromny plener porośnięty zielenią, pełen pagórków i piaszczystych plaż, na które aż miło popatrzeć. Jego odkrycie to również zasługa pani Gniotkowskiej. Była również w Krainie Kolorowych Wielbłądów, a także Palem Cukierkowych.
Myślę, że przygody pani Gniotyldy bardzo zainteresowałyby widzów, ponieważ zadziwia ona swoją ogromną wiedzą, bogactwem niesamowitych przygód, dużym doświadczeniem i pozytywną osobowością. Mam nadzieję, że przedstawione przeze mnie argumenty przekonały Państwa i niebawem otrzymam odpowiedź w sprawie mojej klientki.
Z poważaniem
agentka personalna Amelia Koziołek
Żeglarstwo klapkowe na Prądach Piaskowych. |
Zdjęcie z Gadatkami. |
Spacer po polanie na Wyspie Gadatek. |
W Dolinie Pięknych Chwil. |
W Krainie Kolorowych Wielbłądów.
W Krainie Palem Cukierkowych. |
środa, 13 maja 2015
Magiczna lekcja filmowa -sprawozdanie
Dnia 21.04.2015 razem z innymi uczniami klas 4-6 wybrałam się do Pałacu Młodzieży na lekcję filmową aby zostawić ciszę i spokój w naszej szkole gimnazjalistom piszącym ważny sprawdzian.
Szybko weszłam do autokaru, zapięłam pasy i czekałam cierpliwie aż dojedziemy na miejsce.
Gdy wreszcie tak się stało, jak w labiryncie pędziłam po korytarzach szukając właściwej sali.
Kiedy w końcu znalazłam odpowiednie drzwi, prędko pociągnęłam za małą, brązową klamkę i wtedy zobaczyłam dokładnie wnętrze pomieszczenia.
Widać było stopniowo ustawione ławeczki z miejscami siedzącymi.Wszystkie były zrobione z drewna. Stały w rzędach jedna nad drugą tak samo jak w każdym kinie.
Przed nimi zauważyłam duży ekran, na którym prawdopodobnie miała być wyświetlana prezentacja.
Gdy dokładnie przyjrzałam się temu pomieszczeniu powoli przekroczyłam drzwi i usiadłam pomiędzy moimi dwiema koleżankami z klasy.
Nagle mój wzrok ujrzał stojącą przy ekranie niską, otyłą kobietę opierającą się o swoje biurko.
-Witajcie dzieci-przywitała nas.
-Dzień dobry!- odkrzyknęłam.
Nastała cisza wszyscy już siedzieli na swoich miejscach a w tym czasie pani prowadząca uruchomiła prezentację o baśniach. Z zainteresowaniem oglądałam każdy slajd. W końcu nadszedł czas na film.
Wszyscy w napięciu czekali na tytuł.
- No więc, na dzisiejszych zajęciach puszczę wam film pt. ,,Czarownica" -powiedziała prezentująca.
Następnie wyłączyły się światła i zaczął się seans. Uważnie oglądałam film aż tu nagle nadszedł najsmutniejszy moment w całej historii Diaboliny albowiem Stefan ukradł jej skrzydła.
-On chyba dostał małpiego rozumu, gdybym tylko tam była to...-nie zdążyłam dokończyć, ponieważ jakaś nieznana mi siła przyciągała mnie do ekranu.
Byłam przerażona, ponieważ gdy zbliżałam się coraz to bliżej miałam wrażenie, że zaraz uderzę w płaszczyznę ale tak się jednak nie stało, bo zauważyłam jeden mały otwór, który z sekundy na sekundę stawał się coraz większy, większy i większy aż przemienił się w obszerny portal, który prowadził sama nie wiem dokąd.
Przekonałam się o tym dopiero jak po pewnym czasie znalazłam się w krainie zupełnie mi nie znanej.
Było wokół mnie dużo lasów, jezior i pięknych krajobrazów.
Na niebie zamiast ptaków latały skrzydlate wróżki a na bagnach błotne kąpiele brały liczne trolle.
Od razu rozpoznałam ten świat, przecież to Knieja!
Zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że zamiast z klasą na sali znajduję się tutaj.
Po chwili od myśli odciągnął mnie widok ogromnego prostokąta, w którym zobaczyłam wszystkie te osoby, które przyszły ze mną na wycieczkę. Każdy z nich miał zdziwioną minę. Usłyszałam głosy:
-Czy to prawda?
-Żarty sobie stroisz, chyba nam się wydaje...
Szybko weszłam do autokaru, zapięłam pasy i czekałam cierpliwie aż dojedziemy na miejsce.
Gdy wreszcie tak się stało, jak w labiryncie pędziłam po korytarzach szukając właściwej sali.
Kiedy w końcu znalazłam odpowiednie drzwi, prędko pociągnęłam za małą, brązową klamkę i wtedy zobaczyłam dokładnie wnętrze pomieszczenia.
Widać było stopniowo ustawione ławeczki z miejscami siedzącymi.Wszystkie były zrobione z drewna. Stały w rzędach jedna nad drugą tak samo jak w każdym kinie.
Przed nimi zauważyłam duży ekran, na którym prawdopodobnie miała być wyświetlana prezentacja.
Gdy dokładnie przyjrzałam się temu pomieszczeniu powoli przekroczyłam drzwi i usiadłam pomiędzy moimi dwiema koleżankami z klasy.
Nagle mój wzrok ujrzał stojącą przy ekranie niską, otyłą kobietę opierającą się o swoje biurko.
-Witajcie dzieci-przywitała nas.
-Dzień dobry!- odkrzyknęłam.
Nastała cisza wszyscy już siedzieli na swoich miejscach a w tym czasie pani prowadząca uruchomiła prezentację o baśniach. Z zainteresowaniem oglądałam każdy slajd. W końcu nadszedł czas na film.
Wszyscy w napięciu czekali na tytuł.
- No więc, na dzisiejszych zajęciach puszczę wam film pt. ,,Czarownica" -powiedziała prezentująca.
Następnie wyłączyły się światła i zaczął się seans. Uważnie oglądałam film aż tu nagle nadszedł najsmutniejszy moment w całej historii Diaboliny albowiem Stefan ukradł jej skrzydła.
-On chyba dostał małpiego rozumu, gdybym tylko tam była to...-nie zdążyłam dokończyć, ponieważ jakaś nieznana mi siła przyciągała mnie do ekranu.
Byłam przerażona, ponieważ gdy zbliżałam się coraz to bliżej miałam wrażenie, że zaraz uderzę w płaszczyznę ale tak się jednak nie stało, bo zauważyłam jeden mały otwór, który z sekundy na sekundę stawał się coraz większy, większy i większy aż przemienił się w obszerny portal, który prowadził sama nie wiem dokąd.
Przekonałam się o tym dopiero jak po pewnym czasie znalazłam się w krainie zupełnie mi nie znanej.
Było wokół mnie dużo lasów, jezior i pięknych krajobrazów.
Na niebie zamiast ptaków latały skrzydlate wróżki a na bagnach błotne kąpiele brały liczne trolle.
Od razu rozpoznałam ten świat, przecież to Knieja!
Zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że zamiast z klasą na sali znajduję się tutaj.
Po chwili od myśli odciągnął mnie widok ogromnego prostokąta, w którym zobaczyłam wszystkie te osoby, które przyszły ze mną na wycieczkę. Każdy z nich miał zdziwioną minę. Usłyszałam głosy:
-Czy to prawda?
-Żarty sobie stroisz, chyba nam się wydaje...
-Natalia przecież nie występowała w filmie!
I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę co powinnam naprawdę zrobić.
Stanęłam na wprost ekranu, rozpędziłam się i w pięknym stylu znowu wskoczyłam pomiędzy Zosię i Paulinę.
-Gdzie byłaś?-spytała Paulina.
-Cały czas tutaj-odpowiedziałam.
Na końcu Pani wychowawczyni zapytała nas jak się podobała wycieczka.
Ja oceniam zdarzenie pozytywnie, ponieważ nauczyłam się o wiele więcej o baśniach i że przy odrobinie wyobraźni można je przenieść z sali kinowej wprost do swojego serca.
Subskrybuj:
Posty (Atom)