sobota, 7 listopada 2015

Co się wydarzyło kilka wieków temu we Francji?-Spisek kardynalski.


                       Pewnego deszczowego dnia Reschelie jak zwykle gdy miał wolny czas rozmyślał nad kolejnym spiskiem.
   Miał dużo wrogów i każdemu z nich chciał sprawić jakąś przykrość. Przypominał sobie wszystkie informacje zarówno nowe jak i te stare. Myślał, myślał i myślał...D`Treville czy D`Artanian a może ...tak, weźmy pod uwagę Annę Austriaczkę. Uśmiechnął się złowieszczo jakby już coś wymyślił. Zerwał się z krzesła i szybko zaczął pisać list. Pisał, bez tchu ... aż nagle szybko złożył go do koperty i bez wahania zawołał Rocheforta.
-Słuchaj, powierzam Ci ten list, masz go natychmiast zawieść do Milady-wyszeptał Reschelie.

Jeszcze tego wieczoru Rochefort wyruszył w drogę by bezpiecznie dostarczyć przesyłkę. Kardynał parę dni z niecierpliwością czekał na odpowiedź. W końcu gdy już dotarła jednym, zwinnym ruchem roztargał papier koperty i  z przejęciem odczytał pismo. Kiedy skończył podskoczył do góry ze szczęścia i zawołał swojego zaufanego doradcę by powierzyć mu bardzo ważną misję.
-Milady odpowiedziała na mój krótki liścik, wiesz... - teraz musisz się z nią spotkać w miejscu przez wszystkich zapomnianym, chyba domyślasz się gdzie, prawda? Przekażesz jej tą informację...-mówiąc to szepnął mu na ucho jeszcze kilka słów. Pięć minut potem Rochefort rozpoczął swoją podróż. Gnał galopem całą noc aż do świtu. Gdy dotarł na miejsce Milady już go wyczekiwała.
- Kardynał chciał byśmy się spotkali-rzekł Rochefort.
-W jakim celu?-spytała wprost kobieta.
-Mam dla Ciebie ważną i niebezpieczną misję...-ciągnął.
-Co chcesz przez to powiedzieć ?-zapytała.
-Będziesz musiała stawić się na zbliżającym się balu-wytłumaczył.
- Na balu będą tam same ważne osobistości-wyrecytował.
-Nawet Książę Buckingham...we własnej osobie.
-Co mam zrobić!?-wykrzyczała z niecierpliwością.
-Buckingham na pewno będzie miał na sobie piękny, drogocenny naszyjnik należący do Anny Austriaczki. Liczy on 12 ogniw wystarczy, że wykradniesz 2 z nich-wyjaśnił.
-Jak mam to zrobić skoro będzie tam tyle ludzi! !-ryknęła. To jest wprost niemożliwe do wykonania.
-Ciszej, ciszej bo ktoś nas usłyszy...-szeptał.
Kobieta natychmiast zamilkła.
-Najpierw przebierzesz się, tak żebyś nie rzucała się w oczy. Wmieszasz się w tłum. Pamiętaj o sprawnych nożycach do odcięcia kawałka wstążki z tymi dwoma ogniwami-powiedział.
-A co jeśli ktoś mnie zauważy?-spytała.
-Nie może Cię zauważyć! Najlepiej to zrobić gdy Buckingham będzie odwrócony do Ciebie tyłem-powiedział nieco głośniej.
-Co mam zrobić z tymi ogniwami jak już uda mi się je zdobyć?-zapytała.
-Uważaj na szpiegów mogą Cię śledzić, zaraz gdy wykonasz zadanie szybko je zniszcz tak by już nigdy nie zostały przywrócone-tłumaczył dalej.
-Wydaje mi się, że ktoś za mną stoi-powiedziała odwracając się przestraszona Milady.

Okazało się, że miała w tym dużo racji, ponieważ tuż za jej plecami stała z nożem kuchennym w ręce jedna z kucharek królewskich. Milady spojrzała na nią jakby chciała zabić ją wzrokiem.
-Kim ty jesteś ?-spytała z wyrazem wyższości wpatrującą się w nią kobietę.
Nieznana postać była biała jak kreda, stała z otwartymi ustami jak słup.
-Rocheforcie załatwimy ją co?-zadała kolejne pytanie.
Jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Uczestnik spotkania po prostu niezauważalnie stchórzył i uciekł .
-W takim razie załatwię to samodzielnie-wyszeptała Milady drżącym głosem.
Po czym delikatnie odsuwając koronkę sukni szybko wyciągnęła złotą, wysadzaną diamentami szpadę.
-Wyzywam cię na pojedynek- powiedziała raz po raz tłumiąc śmiech.
Owa kobietka lekko kiwnęła głową i przyjrzała się z politowaniem swojej broni. Obie w tym samym czasie dygnęły patrząc sobie głęboko w oczy. Zapowiadała się nierówna walka... Milady jako pierwsza zadała cios. Kucharka jedynie chwyciła się za brzuch jęcząc z bólu.
-Och, czyżbym Cię zraniła?-zadrwiła z rywalki.
Szpada zadawała straszne ciosy. W końcu ciało przeciwniczki Milady upadło bezradnie na ziemię. Jej oczy były szeroko otwarte a twarz pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Taki był koniec służącej i przyjaciółki Jej Królewskiej Mości. Zabójczyni zatarła wszelkie ślady morderstwa a ciało przeciwniczki wrzuciła do rzeki .Następnie nałożyła na siebie czarną pelerynę, wsiadła na swego karego rumaka i odjechała z miejsca zbrodni.
                      Nadszedł dzień balu, Milady była doskonale przygotowana, włożyła nową, aksamitną suknię koloru najpiękniejszej perły. Na swoje blond włosy włożyła ogromny kapelusz. W jeden  rękawów swojej sukni ukryła miniaturowe, srebrne nożyczki. Jeszcze raz przyjrzała się swojemu odbiciu, poprawiając nieco kapelusz i wyszła. Przed domem czekał na nią drogi powóz zaprzężony w parę pięknych koni fryzyjskich, które dostojnym galopem ruszyły przed siebie. Patataj, Patataj, Patataj... Kobieta nawet nie zorientowała się kiedy była na miejscu. Gdy weszła do środka budynku zobaczyła ogromną salę balową z wielkim, lśniącym parkietem i szklanymi schodami na górę. Znajdował się tam wielki stół z bogactwem różnych potraw i najróżniejszych egzotycznych win. Widziała przed sobą tłum ludzi jednak była na to doskonale przygotowana. Chiała w jak najszybszym czasie odnaleźć Buckingham`a. Gorączkowo rozglądała się wszędzie. Była bardzo spostrzegawcza, zazwyczaj udawało się jej szybko odnaleźć swój cel ale teraz było inaczej.
Zdenerwowanie dawało się coraz bardziej we znaki... aż tu nagle jest! Udało się!!! Namierzyła go! Okazało się, że rozmawiał z pewną bogatą, wytwornie ubraną szlachcianką. Plan zaczynał się realizować idealnie!!! Buckingham wyraźnie nie był zainteresowany konwersacją z tą kobietą ale za to stał tyłem do Milady. Zaś szlachcianka widocznie mówiła o tak ważnej sprawie, że nie zauważała niczego! Napięcie rosło! Milady trzęsły się ręce z emocji a na twarzy pojawiły się purpurowe rumieńce. Nadeszła ta chwila! Wyciągnęła nożyczki i bezszelestnie...ciach! Diamenciki trafiły wprost do jej dłoni zwinnym ruchem schowała je w rękawie perłowej sukni.
Nikt nic nie zauważył! Udało się!
                           Wracając z przyjęcia złodziejka wstąpiła do najbliższego kowala i poprosiła go aby zniszczył jej zdobycz. Mężczyzna ze zdziwieniem wykonał jej prośbę myśląc, że to zwykłe szklane błyskotki, na jej czach młotem kowalskim poprzez potężne uderzenie wielkiego mężczyzny zamienił diamenty w przeźroczysty nic nie warty pył, który pomieszał się szybko z ziemią i opiłkami żelaza . Spisek się udał!

                                     UDZIAŁ WZIĘLI:                                                                                                                                    
KARDYNAŁ REHELIE
ROCHEFORT
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       
MILADY DE WINTER
KUCHARKA
                                                                                                                                                                                                                                                                                                         

środa, 7 października 2015

Oto moja baśń czyli o Odessie, Maćku i Jagnie

                   Dawno, dawno temu w pewnej nikomu nieznanej, odległej krainie żyła sobie zła królowa.   Rządziła  potężnym państwem, które nie cieszyło się  dobrą sławą. Obcy ludzie bali się przekraczać jego granice. Rzeki patrolowały krokodyle i piranie.
W górach skalistych na południu kraju widywano niebezpieczne smoki przeróżnych gatunków. Natomiast wszelkie puszcze zamieszkiwały straszne i obrzydliwe trolle górskie. Miasta były bardzo biedne. Królowa potrafiła być tak okrutna, że ciągle podwyższała podatki, a za te pieniądze organizowała wspaniałe bale i huczne zabawy dla szlachty. Mieszkańcy przez pewien czas znosili to niechętnie, jednak gdy nastał okres głodu rodziny postanowiły wyprowadzać się ze swoich chat. Większość zakładała domy w małych zagajnikach, w zrobionych przez siebie szałasach. Inni mieli swoje lokum w jaskiniach gór. A niektórzy samodzielnie budowali chatki w konarach drzew.
                      Poznajcie naszych głównych bohaterów, oto Maćko i jego żona Jagna.
Oni również uciekli z wioski położonej blisko zamku królowej.
Oboje byli otyłymi ludźmi z wyraźną nadwagą i posiadali długie szpiczaste nosy.
Kobieta nosiła ubogą, brązową sukienkę a na głowę zakładała różową chustkę w kropki.
Jej mąż odziany był w gruby sweter robiony na drutach i szmaciane, rozdarte na kolanach spodnie. Zwykle ubierał również puchową czapę przeznaczoną na zimę. Mimo ich nieestetycznego wyglądu mieli gołębie serca i czyste dusze. Chcieli aby ich przyszłe gospodarstwo było utrzymywane w tajemnicy. Zwiedzali groty skalne oraz dziuple drzew, zwrócili się nawet o pomoc do dobrej wróżki mieszkającej w magicznej muszelce na dnie jeziora. Niestety oznajmiła, że w tej chwili prawie wszędzie można znaleźć szpiegów królewskich i nigdzie nie jest bezpiecznie. Podpowiedziała im jednak, żeby nie udawali się w okolice rzek i turni gdyż bardzo szybko zostaną zauważeni. Poradziła także poszukać w lasach północnych, co prawda buszują tam trolle i bestie które niedawno zapadły w półwieczny sen jak co kilkadziesiąt lat o tej porze roku. Małżeństwo tak też zrobiło.Długo musieli szukać by znaleźć odpowiednie miejsce. Wędrowali i wędrowali, aż nagle Jagna powiedziała:
-Czy możemy się na chwilę zatrzymać, bardzo bolą mnie nogi.
-Dobrze, dobrze zrobimy chwilę przerwy,odpowiedział równie zmęczony Maćko.
Po czym żona oparła się na jednej z gałęzi wielkiego, starego dębu. Nagle podłoże pod nią się zapadło i wylądowała pod ziemią.
-Jagna! Jagna! Nic Ci nie jest?!-Ryknął mężczyzna.
-Nie, nie! Ej! Słuchajże- zejdź na dół musisz to zobaczyć-odpowiedziała.
Po chwili uczynił to o co go poprosiła kobieta. Gdy oboje byli na dole ujrzał wielką, obszerną norę. Wyglądało to jak ogromny podziemny pokój.
-Myślę, że to idealna kryjówka- rzekła Jagna.
-Ja też- tylko, trzeba będzie się tu jakoś urządzić- odpowiedział mąż.
Zatańczyli ze szczęścia i postanowili ,że na drugi dzień wezmą się do pracy.
Uczynili to bez namysłu, zrobili drewnianą ławę i stół, a legowisko do spania postawili z tyłu podziemnej izby. Na ścianach powiesili pochodnie. Z uśmiechem przyjrzeli się swojemu dziełu.
-Oj, powiem Ci, że wygląda to lepiej niż nasza wcześniejsza chałupa-odrzekł zadowolony Maćko.
-Wiem, wiem, poza tym była o wiele mniejsza od tej-odpowiedziała Jagna.
I tak po czasochłonnych poszukiwaniach znaleźli wreszcie swój kąt, w którym na pewno byli bezpieczni. Przywykli do widoku trolli które rzeczywiście jak mówiono w balladach okazały się wielkimi głupcami. W jesieni łatwo było zdobyć pożywienie, prawie zawsze wybierali się na grzybobranie.                                                                                                                                                                                                                                                                      
                                                                                                                                                                                                                                                                                                     Mąż czasem szedł na małe polowanie. Albowiem po drugiej stronie rzeki wypasały się
dzikie krowy. Rozwiązanie było proste najpierw płynęli swoją starą łódką po zwierzę, upolowane pakowali  na do środka, a czasem wspólnie wędkowali.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    
                                                                                                                                                                                                                                                                                                    W drewnianym koszu z wodą hodowali kaczkę ich sposób na zjedzenie jej był prosty. Wystarczyło, że do kosza z ptakiem włożyli swoje stopy. Gdy nawdychała się ostrego zapachu wystarczająco bezboleśnie traciła przytomność.                                                                                                                                                                   
  Jagnie i Maćkowi żyło się bardzo przyjemnie. Beztroskie życie trwało tak dwadzieścia lat.
  Nasz bohater miał długą, siwą brodę, a na twarzy jego małżonki pojawiły się zmarszczki.
- Cóż za spokojna starość nam się trafiła, prawda?-spytała staruszka.
Mężczyzna chciał już otworzyć usta by jej odpowiedzieć, ale nagle usłyszał piskliwy krzyk.
Szybko wybiegł z izby. Była noc, więc ledwo coś widział w ciemności, gnał na oślep. Śnieg rozsypywał się dookoła. Aż  nagle zauważył owe źródło hałasu. Była to młoda, piękna elfica. Miała białe, długie włosy i bladą jak ściana twarz.
-Pomóż mi! Pomóż!- Ja uciekłam, uciekłam...-mamrotała.
Wziął ją na ręce i bez wahania zaniósł do nory.                                                                                                                                                
                                                                                                                                                  Gdy wrócił wyglądał jak bałwan, był cały pokryty szronem i lodem. Starsza pani wzięła koc i przykryła nim małą postać a także podała jej coś ciepłego do picia.
-Dziękuję państwu, jesteście bardzo mili- powiedziała magiczna dziewczyna.
Dopiero teraz zobaczyli, że jest ona wychudzona, okryta jedynie czarną, potarganą halką. Na rękach miała rozcięte, świeże rany. Widać było, że były to ślady noża.
-Co Ci się stało dziecko?-spytali jednocześnie Maćko i Jagna.
-Ja uciekłam od królowej, ona porwała mnie i piła moją krew. Dlatego mam takie rany...Przecinała mi skórę sztyletem. W mojej krwi jest magiczna substancja. Gromadziła ją w srebrnych fiolkach a potem dolewała do swojej porannej herbaty-urwała.
-I nie mam pojęcia dlaczego-dodała po chwili.
-Jak Ci na imię?-spytała staruszka.
-Odessa, pani- odpowiedziała.
-Słuchaj dziecino- schronisz się u nas- powiedział Maćko.
              Tymczasem w królestwie...
-Gdzie ona jest?!!-Ryknęła królowa.
-Najjaśniejszszsza pppanii...-jąkał się strażnik.
-Jak mogłeś pozwolić by uciekła!!!-krzyczała bez pohamowania.
-Ale ja, ja , ja...
 -Koniec tego głupcze, jutro czeka Cię kat!!!-wrzasnęła.
-Ale ja...
-Cicho- mruknęła królowa.
-Oficer główny niech przyjdzie natychmiast-wydała rozkaz.
-Tak pani - rzekł zawołany oficer.
-Wyślij żołnierzy w kraj chcę ją odnaleźć, a  jego wtrącić do lochu!-krzyknęła.
Przez resztę czasu wszyscy przestrzegali się na wzajem i ukrywali się.
 Jej Królewska Mość miała dużo szpiegów, a wszędzie było pełno straży. Sprawa była ułatwiona o tyle, że można ich było od razu rozpoznać po spiczastych kapeluszach.                                                                                                                                                                                                                                                        
                                                                                                                                               Jej Wysokość słabła. Damy dworu widziały w jej oczach nadchodzącą śmierć. Mimo starannie pomalowanych powiek myślę, że każdy by to zauważył. Nie opuszczała swojej komnaty a okna kazała zasłaniać tak by nie widziała światła dnia. Była rozpalona i ciężko oddychała. Nagle wrota otworzyły się i wkroczył oficer główny, niosąc na jedwabnej poduszce dwie, rude wiewiórki.
-Pani! te dwa ,,cudy niebiańskie" doniosły mi, że przez cały czas śledziły tą kościstą, plugawą, wredną...
-Wystarczy! Racz zostawić nas samych- zachrypiała królowa.
-Przepraszam najmocniej -westchnął i delikatnie położył poduchę.
-Czy to aby prawda?-spytała wymownie spoglądając na gryzonie.
-Oczywistaście, przeplaszlamy ale nie bardźżo  potraflimy mówlić w języku luczkim-wyrecytowały jednocześnie raz po raz przekręcając wyrazy.
-Ja tylko chcę żebyście dostarczyli dziewczynie to-wymamrotała z obrzydzeniem oddając im pewien list.
-Bulkta z maslum-zachichotały i wybiegły niosąc kopertę jak mrówki. W międzyczasie wieść o chorobie władczyni rozniosła się w całym królestwie. Ludzie rozmawiali i wymieniali się plotkami. Jedni mieli odwagę podpytywać wojowników o szczegóły jednak zawsze dostawali tę samą odpowiedź ,,Nie interesuj się, bo dostaniesz kociej mordki".                                                                                                                                                                                                                                                                                            
                                                                                                                                                  A w norze życie toczyło się po staremu tylko tym razem w innych barwach. Maćko i Jagna dalej chodzili na grzybobrania, polowania, bądź raz na jakiś czas wędkowali. Jak pamiętacie pewnego wieczoru do ich domu wkroczyła Odessa-mała, młoda elfica. Pokochali ją i od tego czasu traktowali jak własną córkę. Od jej nowej mamy codziennie dostawała porcję świeżych bułeczek prosto z pieca. Ojciec zaś zrobił jej własnoręcznie miecz z drewnianą rękojeścią. Dzisiaj jedli pyszną kolację. Aż nagle spod stołu wyskoczyły owe dwie wiewióry z wiadomością.
-Listtonośnik, listtonośnik do niejakij Odessly!-zapiszczały.
-Ojej, dziękuję-powiedziała, drżącym głosem i odebrała list.
-Zappsałata dawaj twa orzechy!-krzyknęły z agresją.
Maćko pogroził im palcem.
-Bracisku wiejemy co?-szepnął jeden wiewiór.
I w mig zniknęły jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
-To wiadomość od królowej... napisała, że mam stawić się w zamku, albo przyjdą tu i was zabiją- wyjąkała Odessa.
-Słuchaj no, ja to mam taki plan, przebierzesz się w skóry krowie. Powiesz tym gburom przy bramie do pałacu, że jesteś oczekiwanym przez królową wędrowcą i przybywasz z misją dobroczynną. Będziesz uzbrojona i wyrównasz dawne porachunki z Jej Wysokością.-rzekł Maćko.
Elfica szybko przygotowała się do podróży i wyszła. Szła wiele dni i nocy może gdyby nie wędrowała pieszo trwałoby to trochę krócej. Ostatecznie zdążyła na czas.
-Jestem oczekiwanym przez Jej Królewską Mość wędrowcą i przybywam z misją dobroczynną- odezwała się udawanym, grubym głosem.
-Wejdź- odrzekł żołnierz stojący przy bramie zamku. Kilka minut później była już przed wrotami do komnaty wroga. Zapukała  energicznie.
-Wejść!-usłyszała głos dobiegający ze środka.
Szybko otworzyła drzwi.
-Ukazałam Ci się!-rzekło odważne dziewczę.
-Och to ty, pora na nową próbkę esencji-zachrypiała królowa.
- Ale po co przez całe życie rozcinałaś mi ręce?!-zapytała Odessa.
-No tak, pora Ci wyjawić słodką prawdę. W twojej krwi znajduje się magiczna substancja, która powoduje, że po wypiciu jej byłam człowiekiem nieśmiertelnym. Tak naprawdę tylko to było w tobie wartościowe. Zrozum w końcu, że jesteś mi potrzebna tylko dla tego eliksiru życia.
Elfica była wściekła. Jej twarz zrobiła się purpurowa a w środku gotowało się w niej jak w garze.
 Nie mogła się powstrzymać, po prostu musiała ...chwyciła za rękojeść miecza i jednym zwinnym ruchem wbiła go prosto w kamienne serce królowej.
                       Tak skończył się los Kordelii Venessy Konstancji III Okrutnej.
Od tej chwili na tronie królewskim zasiadała nowa władczyni; Odessa I Mężna, poślubiła przystojnego księcia z Doliny Elfów, była sprawiedliwa i dbała o losy swoich poddanych.
Ludzie bawili się, śmiali i tańczyli.
Maćko i Jagna dostali tytuły szlacheckie, mieszkali w pięknym grodzie nieopodal zamku, zbudowali nowe miasto, które z czasem stało się stolicą owej krainy. Mieszkańcy zamiast w chatach żyli w namiotach.                                                                                                                                                                                          
                                                                                                                                                    Wszyscy byli zachwyceni owym pomysłem, dzięki niemu mogli się swobodnie przemieszczać.                                                                                                                                                                                                                                                          
                                                                                                                 
Źli, negatywni bohaterowie w spiczastych czapkach zostali wygnani na pustkowie.
                                                                                                                                                                                               
                                                                                                                                                            Odtąd wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

List oficjalny



                                                                                                             Gniotkowo 13.06.2015


Amelia Koziołek
ul. Słodka 3
10-001 Gniotkowo                                                                                     
              




                                                                                      Do         
                                                                                      Telewizja Regionalna
                                                                                       ul. Żonglerska 5
                                                                                       21-590 Łąkowo








                                                                               Oferta!
                             Piszę do Państwa z prośbą o zatrudnienie sławnej i znanej Pani Gniotyldy Gniotkowskiej w Waszym programie telewizyjnym pt: ,,Z gniotkiem przez świat ".
                             Pani Gniocia jest to atrakcyjna, sympatyczna i otwarta osoba z dużym poczuciem humoru, która od dawna podróżuje i z walecznym sercem pokonuje wszystkie przeszkody na często nieznanych i niebezpiecznych wodach. Już jako dziecko wyjeżdżając z rodzicami pod namioty czy na wakacje bardzo się tym ekscytowała. Ze szczęścia skakała do sufitu, turlała się po schodach a przy tym krzyczała na cały głos. Obecnie potrafi mówić aż w pięćdziesięciu językach, dziesięciu ludzkich, dziesięciu zwierzęcych, piętnastu gniotkowych, pięciu mieszanych i dziesięciu roślinnych. Ma duże doświadczenie w żeglarstwie klapkowym i rysowaniu map. Jednak jej ulubionym zajęciem jest odkrywanie nowych lądów. W ten sposób łączy te wszystkie wcześniej wymienione czynności. Zawsze pływa w swym fioletowym kajaku marki Klapek przez morza , rzeki i oceany. Czasem idzie jej to zwinnie, szybko i bez komplikacji, lecz w niektórych przypadkach sytuacja odwraca się do góry nogami, na przykład  w tym roku bohaterka musiała pokonywać prądy piaskowców, ich nazwa pochodzi od wyglądu, ponieważ wszystko stworzone jest tam z piasku. Są to ekstremalne i zdradzieckie fale, na które trzeba szczególnie uważać. Zawsze na dnie czekają na swoje ofiary zawistne potwory zwane Kapslotami. Wystarczy, że łódź popłynie w nieodpowiednim kierunku a one zjedzą wszystko co stanie im na drodze. Jednak Gniotylda miała wielkie szczęście. Aby wykonać kolejny krok w przód trzeba wykazać się sokolim okiem i wypatrzeć ląd. Jest to bardzo trudne, ponieważ czasem właściwe miejsce może znajdować się pod wodą albo w chmurach. Najowocjniejsza wyprawa miała miejsce na wyspie Gadatek. Gdy panna Gniotkowska dopłynęła tam, zacumowała po czym rozejrzała się i rozbiła obóz. Na drugi dzień pracowała w terenie. Początkowo widziała tylko małą łąkę, wysoką trawę i stada mrówek. Wydawałoby się, że to wszystko, lecz ona pełna entuzjazmu szła dalej i dalej przed siebie. Szukała kilka dni czując, że wreszcie trafi na coś niezwykłego i dzięki swojej cierpliwości odkryła, że nawet mała wysepka jak ta może skrywać wielki skarb. Nie tracąc nadziei w jednym ze zwykłych lasów nasza podróżniczka znalazła skupiska żółtych kwiatów mniej- więcej wielkości dzisiejszych drzew. Mało tego, potrafiły one mówić w jednym z języków roślinnych. Dzięki czemu panna Gniotylda mogła z nimi porozmawiać i nadać im tytuł ,,Nowych Przyjaciół". Nazwała ich Gadatkami a na ich cześć nadała takie imię również całej wyspie.
Na koniec wszystko narysowała na mapie i wyruszyła w dalszą podróż. Kolejnym nowym miejscem była Dolina Pięknych Chwil. Jest to ogromny plener porośnięty zielenią, pełen pagórków i piaszczystych plaż, na które aż miło popatrzeć. Jego odkrycie to również zasługa pani Gniotkowskiej. Była również w Krainie Kolorowych Wielbłądów, a także Palem Cukierkowych.
                         Myślę, że przygody pani Gniotyldy bardzo zainteresowałyby widzów, ponieważ zadziwia ona swoją ogromną wiedzą, bogactwem niesamowitych przygód, dużym doświadczeniem i pozytywną osobowością. Mam nadzieję, że przedstawione przeze mnie argumenty przekonały Państwa i niebawem otrzymam odpowiedź w sprawie mojej klientki.




                                                                                       Z poważaniem
                                                                                       agentka personalna Amelia Koziołek
                              
Żeglarstwo klapkowe na Prądach Piaskowych.

Zdjęcie z Gadatkami.

Spacer po polanie na Wyspie Gadatek.

W Dolinie Pięknych Chwil.

W Krainie Kolorowych Wielbłądów.

W Krainie Palem Cukierkowych.

środa, 13 maja 2015

Magiczna lekcja filmowa -sprawozdanie

                                      Dnia 21.04.2015 razem z innymi uczniami klas 4-6 wybrałam się do Pałacu Młodzieży na lekcję filmową aby zostawić ciszę i spokój w naszej szkole gimnazjalistom piszącym ważny sprawdzian.
                                    Szybko weszłam do autokaru, zapięłam pasy i czekałam cierpliwie aż dojedziemy na miejsce.
Gdy wreszcie tak się stało, jak w labiryncie pędziłam po korytarzach szukając właściwej sali.
Kiedy w końcu znalazłam odpowiednie drzwi, prędko pociągnęłam za małą, brązową klamkę i wtedy zobaczyłam dokładnie wnętrze pomieszczenia.
Widać było stopniowo ustawione ławeczki z miejscami siedzącymi.Wszystkie były zrobione z drewna. Stały w rzędach jedna nad drugą tak samo jak w każdym kinie.
Przed nimi zauważyłam duży ekran, na którym prawdopodobnie miała być wyświetlana prezentacja.
Gdy dokładnie przyjrzałam się temu pomieszczeniu powoli przekroczyłam drzwi i usiadłam pomiędzy moimi dwiema koleżankami z klasy.
Nagle mój wzrok ujrzał stojącą przy ekranie niską, otyłą kobietę opierającą się o swoje biurko.
-Witajcie dzieci-przywitała nas.
-Dzień dobry!- odkrzyknęłam.
Nastała cisza wszyscy już siedzieli na swoich miejscach a w tym czasie pani prowadząca uruchomiła prezentację o baśniach. Z zainteresowaniem oglądałam każdy slajd. W końcu nadszedł czas na film.
Wszyscy w napięciu czekali na tytuł.
- No więc, na dzisiejszych zajęciach puszczę wam film pt. ,,Czarownica" -powiedziała prezentująca.
Następnie wyłączyły się światła i zaczął się seans. Uważnie oglądałam film aż tu nagle nadszedł najsmutniejszy moment w całej historii Diaboliny albowiem Stefan ukradł jej skrzydła.
-On chyba dostał małpiego rozumu, gdybym tylko tam była to...-nie zdążyłam dokończyć, ponieważ jakaś nieznana mi siła przyciągała mnie do ekranu.
Byłam przerażona, ponieważ gdy zbliżałam się coraz to bliżej miałam wrażenie, że zaraz uderzę w płaszczyznę ale tak się jednak nie stało, bo zauważyłam jeden mały otwór, który z sekundy na sekundę stawał się coraz większy, większy i większy aż przemienił się w obszerny portal, który prowadził sama nie wiem dokąd.
Przekonałam się o tym dopiero jak po pewnym czasie znalazłam się w krainie zupełnie mi nie znanej.
Było wokół mnie dużo lasów, jezior i pięknych krajobrazów.
Na niebie zamiast ptaków latały skrzydlate wróżki a na bagnach błotne kąpiele brały liczne trolle.
Od razu rozpoznałam ten świat, przecież to Knieja!
Zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że zamiast z klasą na sali znajduję się tutaj.
Po chwili od myśli odciągnął mnie widok ogromnego prostokąta, w którym zobaczyłam wszystkie te osoby, które przyszły ze mną na wycieczkę. Każdy z nich miał zdziwioną minę. Usłyszałam głosy:
-Czy to prawda?
-Żarty sobie stroisz, chyba nam się wydaje...
-Natalia przecież nie występowała w filmie!
I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę co powinnam naprawdę zrobić.
Stanęłam na wprost ekranu, rozpędziłam się i w pięknym stylu znowu wskoczyłam pomiędzy Zosię i Paulinę.
-Gdzie byłaś?-spytała Paulina.
-Cały czas tutaj-odpowiedziałam.
                        Na końcu Pani wychowawczyni zapytała nas jak się podobała wycieczka.
Ja oceniam zdarzenie pozytywnie, ponieważ nauczyłam się o wiele więcej o baśniach i że przy odrobinie wyobraźni można je przenieść z sali kinowej wprost do swojego serca.












niedziela, 8 marca 2015

Encyklopedia roślin i zwierząt na Xorax


Ja jako potomek mieszkańców Xorax

                                W pewien pochmurny, deszczowy dzień wybrałam się do biblioteki po lekturę szkolną. Przemierzając wąskie przejście pomiędzy regałami podziwiałam  półki zapełnione
różnymi książkami, aż w końcu jest! Znalazłam właściwą i od razu pobiegłam do stolika i z zaciekawieniem zaczęłam ją przeglądać kartka po kartce. Na jednej ze stron było starannie narysowane piękne drzewo genealogiczne , u samej góry w jego koronie zobaczyłam siebie i moją rodzinę. Spoglądając niżej zdziwiłam się jeszcze bardziej ,albowiem na samym dole ujrzałam dziwne stworzenie z dużymi oczami i skórze w kolorze tęczy. Z przerażenia rzuciłam książką o ziemię a ona wydała z siebie zadziwiającą melodię w tym czasie błyskawicznie zaczęłam się obracać wokół własnej osi. Nagle zapadła cisza  a ja stałam z otwartymi ustami trzymając książkę w dłoni. Nie zastanawiając się długo zapakowałam książkę do torby i wybiegłam z biblioteki, ale gdy tylko zamknęłam drzwi budynku zamiast ulicy, samochodów i starych kamienic moim oczom ukazał się całkiem inny świat. Niebo zmieniało się raz w żółte raz w czerwone i w tysiące innych barw takich, których nie znałam. Trawa sięgała kolan i była koloru niebieskiego a napotkane jeziora były pachnące i nieokreślonej barwy. Kiedy chciałam przemyć twarz w wodzie jednego z nich odbicie ukazało straszliwą prawdę. Moje poprzednie oblicze zmieniło się w potwora, skóra przebarwiła się na jasny odcień zieleni ,fioletowe włosy przypominały tysiące sterczących sprężynek, byłam dwukrotnie wyższa a na plecach wystawały nieporęczne skrzydła. Wszystko wokół mnie wydawało się być niewiarygodne. Bardzo się bałam tego nowego świata, ale pełna niepewności postanowiłam lepiej go poznać i przełamać swój strach. Powoli szłam na przód powtarzając w głowie, że nic się nie dzieje. Po chwili zobaczyłam wiele zwierząt, które wydawały się być przyjazne i niegroźne. I tak rzeczywiście się stało nawet zaprzyjaźniłam się z kilkoma. Poszłam na morską wycieczkę z Wodolodnią. Kwiatkozy pozwoliły mi zrobić bukiet z ich futra. Cukrownik zaprosił mnie do swojej cukierni. A Rybo-Ptak zaoferował lekcje latania. Gdy wybrałam się do Księżycowego Miasteczka mieszkańcy Xoraxu też przyjęli mnie gościnnie i podarowali czarodziejskie pióro Gugiego dzięki, któremu będę mogła w przyszłości jeszcze raz ich odwiedzić. Zbliżał się wieczór, zaczęło się ściemniać i mimo tych pięknych krajobrazów zaczęłam tęsknić za codziennością, moim pokojem i dawnym wcieleniem. Pożegnałam się z nowymi przyjaciółmi i podziękowałam za gościnność. Chwilę zastanawiałam się jak wrócić z powrotem do domu więc udałam się do swojego pałacu myśli, w którym znalazłam jedyne możliwe rozwiązanie. Wyjęłam z torby książkę wypożyczoną w bibliotece, rzuciłam nią o ziemię i usłyszałam znajomą melodię. W tym samym czasie zaczęłam obracać się wokół własnej osi i już po chwili znalazłam się w swoim własnym, bezpiecznym pokoju.
Teraz już wiem, że gdzieś w mojej głowie w połowie jestem zielonym stworkiem z Xsoraxu.



sobota, 7 marca 2015

Mit o powstaniu Xorax czyli greccy bogowie i nowy świat

               Była ciemność. Nic nie miało początku ani końca.Jedynie Olimp świecił w mroku jasnym światłem.Gwar i chaos pomiędzy bogami był ogromny,tu krzyczeli, tam szeptali a inni po prostu stali jak greckie kolumny.
-Cisza! Mam tego dość!-krzyknął donośnie Zeus.
-Uspokoić się!-zawtórowała Atena.
Wszystkich opętał strach albowiem wrzask Zeusa budził przerażenie. Zapadła absolutna cisza ,nikt nie śmiał nawet drgnąć.
-No właśnie, o to mi chodziło-powiedział zadowolony bóg piorunów.
-To na czym stanąłem? A tak...ponieważ wokół nas dotychczas jest i była pustka postanowiłem żebyśmy wszystkie nawet największe konflikty między nami cofnęli. A żeby uczcić te zawarte pokoje możemy stworzyć na miejscu upiornej ciemności nowy świat zwany... Xoraxem. Będziemy wszyscy brali udział przy jego tworzeniu -zakończył wypowiedź, odwrócił  się i usiadł na swym złotym tronie. Bogowie zaczęli się naradzać. Zebrali się w koło i szeptem ustalili ostateczną decyzję.
-Bracia co o tym myślicie?-zapytał Zeus.
-Doskonała myśl!-wykrzyczeli wszyscy bogowie chórem.                                                                      
 Ktoś wyciągnął kawał pergaminu, na którym mieli złożyć swoje podpisy. Gdy każdy już to uczynił spokój i harmonia wypełniły salę. W czasie kiedy pierwsza osoba zaczęła klaskać wszyscy zrobili to samo. W powietrzu fruwały kwiaty i słychać było okrzyki : ,,Zeus, Zeus,, lub ,,Niech żyje Zeus,, i jeszcze inne. Nazajutrz na pustym polu budowy zebrały się rydwany wraz z ważnymi i mniej ważnymi bogami. Jako pierwszy wystąpił Zeus.Wziął jeden z piorunów i niczym oszczepem rzucił go przed siebie. A za nim rozbłysnęła fala jasności. Po chwili przebarwiała się na różne kolory niczym tęcza. Z nadmiaru światła powstali ludzie zwanymi Xoraxianami.
-To jeden z moich  najlepszych piorunów-pochwalił się.
Z następnego rydwanu wyskoczyła podniecona Hera z dwoma pytonami na ramionach.
-Ja będę się opiekować rodzinami na tym świecie-oznajmiła z uśmiechem na twarzy.
Nadeszła kolej na Aresa, już miał coś powiedzieć ale Zeus przerwał mu powtarzając żeby nie przesadził z ilościami wojen.
-Bracie nie miałem tego na myśli. Ja przecież wszystkim istotom chcę dać waleczne serce-powiedział nieco urażony.
Następnie wystąpił Hefajstos przenosząc i stawiając jeszcze gorące dopiero wykłute szczyty gór. W tym czasie swoją pracę wykonywała Demeter wyczarowując ziemię, niebieską trawę ,sadząc rośliny i dbając o pączki młodych kwiatów. Z morskiego rydwanu po chwili wysiadł Posejdon.
-Poleje się woda gdzie tylko popadnie!-wykrzyknął.
-Ej!- zostaw miejsce na moje dzieło,wtrąciła Demeter.
Bóg mórz obrócił się, machnął trójzębem i wyczarował wodę tam gdzie nie było ziemi.
Następnie zniknął w pianie morskich fal.
-Ja zaopiekuję się zwierzętami-oznajmiła Artremida.
Pstryknęła palcem i już Xorax wypełniły rozmaite gatunki stworzeń jakie jej tylko przyszły do głowy. Ostatnią rzeczą, którą zrobiła to pomknęła z nowym notesem, opisując każde z nich.
-Ja po śmierci każdej istoty chętnie ją przyjmę w moje skromne progi-powiedział Hades zacierając ręce.
-Mogę dać im mądrość i rozum -zaoferowała Atena.
Na końcu Apollo zaproponował obdarzyć Xoraxian pięknem i urodą osobistą.
I tak właśnie powstał Xorax



                                           















niedziela, 18 stycznia 2015

Film





Według mnie najtrudniejszą rzeczą w zrobieniu całego zadania było wstawienie filmu do posta.
Miałam z tym bardzo duży problem,ponieważ długo się ładował i nie spodziewałam się,że mi się to uda.
Ale cały mój trud nie poszedł na marne.
Najłatwiej i najprzyjemniej było pstrykać aparatem zdjęcia.
Cała praca sprawiła mi dużo radości i jestem szczęśliwa.