PRZYGODA W LESIE
Drodzy moi czytelnicy w dzisiejszym opowiadaniu chcę się z Wami podzielić jedną z najciekawszych, jednocześnie najstraszniejszych przygód na tegorocznych wakacjach.
Jak Wam wiadomo moją pasją jest jazda konna i mimo,że to dość niebezpieczny sport dla mnie to zawsze chwila kiedy mogę się zrelaksować i odprężyć.
Najwięcej przyjemności czerpię z obecności tak bliskiego mi zwierzęcia,które kocham całym moim sercem.Z tego powodu pod koniec wakacji pojechałam na obóz konny do Centrum Hippiki w Jaszkowie.Przez ten czas byłam właścicielką kucyka o imieniu Quizio.
Był o głowę ode mnie niższy,brzuch miał gruby jak beczułka,był maści siwej a grzywę miał gęstą i długą,przez to wyglądał jak puchata kulka śniegu chociaż przyznam niełatwo było go wyczyścić.
Uczyłam się w grupie zaawansowanej a Quizio okazał się bardzo niesfornym i trudnym koniem.
Bardzo często się płoszył,brykał i odmawiał posłuszeństwa.
Raz lepiej raz gorzej ale zawsze dawałam sobie z nim radę.
Pewnego dnia całą grupą pojechaliśmy z instruktorem w teren przez pola i lasy.
Stępowaliśmy po ścieżce,kłusowaliśmy dolinami i pagórkami a w lesie bardzo często galopowaliśmy w zastępie-koń za koniem,przeskakując przez powalone drzewa.
W pewnym momencie wjechaliśmy na wąską ścieżkę gęsto porośniętą drzewami i krzewami.
Po chwili usłyszeliśmy komendę-galopem marsz!.
Jechaliśmy spokojnie nie spiesząc się,wiatr rozwiewał nam włosy a konie parskały radośnie.
Aż tu nagle dwa konie spłoszyły się,zanim zdążyłam zareagować pędziliśmy za nimi coraz bardziej oddalając się od zastępu.Byłam przerażona, z całych sił próbowałam go zatrzymać,zamiast tego mój koń jak na złość pędził coraz szybciej.Gnaliśmy z prędkością wiatru,ogarniał nas paniczny strach,lęk i bezradność.Zaczęła się walka o przetrwanie,Magda zahaczyła o gałęzie drzew i spadła z konia,niedługo po tym Maja również leżała na ziemi.Bojąc się o własne życie chciałam jak najprędzej zeskoczyć ze swojego konia,wyjęłam nogi ze strzemion ale wcześniej Quizio jednym sprawnym bryknięciem wysadził mnie z siodła. Nasze wierzchowce dzikim galopem popędziły do stajni.Zostałyśmy same w środku lasu,bardzo się bałyśmy,że zjedzą nas dzikie zwierzęta.Postanowiłyśmy podpierając się wzajemnie ruszyć śladami kopyt w stronę stajni. Na miejscu okazało się , że Magda miała poranione plecy,Maja pojechała do szpitala ze zwichniętą ręką a mnie o mały włos stratowałby Quizio.
Na szczęście cała ta historia skończyła się dobrze.
Takie wypadki choć nieprzyjemne zdarzają się,ale są potrzebne bo uczą jak się zachować na przyszłość w podobnej sytuacji.
Nadal kontynuuję moją przygodę z końmi i nigdy się nie poddaję bo kiedy siedzę na koniu jestem szczęśliwsza niż jak gram w gry komputerowe lub oglądam ulubiony film.
Serdecznie polecam
Natalia Pschionko
bo:
,, Największe szczęście w świecie leży na końskim grzbiecie ,,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz